zdjęcieinformacjebiografia
Sin Ambrose
Jeon Jeongguk


Ryu Kunishida (jego obecny obiekt westchnień); Moknąć w deszczu, co ani trochę mu nie przeszkadza; czuć odrobinę adrenaliny w żyłach; granie na gitarze akustycznej/fortepianie/pianinie; śpiewanie i rapowanie; muzyka jego całym życiem ogółem!; tatuaże; biżuteria (kolczyki, wisiorki, pierścionki); kawa; energetyki; późne kładzenie się spać; fajeczki; ogień w różnej postaci; motocykle; wyżywanie się na worku treningowym; mitologie i inne podobne historie związane z kulturami różnych krajów, w tym głównie motywy ze smokami, tudzież innymi mitycznymi stworzeniami; dinozaury.
Nienawidzi swego ojca z całego serca; mafii i przestępczych organizacji; zbyt dużych tłoków; lekarzy i sal szpitalnych; szpitalnego żarcia; dającej po oczach jebutnej bieli; piskliwych krzyków i drących się wniebogłosy małych dzieci; nie toleruje jak ktoś krzywdzi zwierzęta i niewinnych ludzi.
Sin Ambrose (Woodward Yasin — fałszywa tożsamość)
Kookie
26/12/1999 r. — Nowy Jork/USA
koreańskie
Wciąż studiuje... choć w międzyczasie sobie coś tam pośpiewa i pogra w klubach i barach
Freelancer
Kookie
26/12/1999 r. — Nowy Jork/USA
koreańskie
Wciąż studiuje... choć w międzyczasie sobie coś tam pośpiewa i pogra w klubach i barach
Freelancer
biografia
Yasin, a tak właściwie Ambrose pochodzi z dość... można powiedzieć patologicznej rodziny, choć początkowo zdawało się, że wszystko wygląda normalnie. Miał młodszą siostrę i starszego brata (a przynajmniej tak to zapamiętał). Pieniędzy nigdy nie brakowało i dzieciaki miały dostatnie życie, zawsze im było zapewnione wszystko to, co najlepsze. Właściwie początkowo byli rozpieszczani przez rodziców. Większość życia spędzili w USA i tu prawdopodobnie by wciąż mieszkali... gdyby nie pewne wydarzenia, ale o tym za momencik.
Ich ojciec Amerykanin był politykiem, który wdał się w ciemne interesy, no i krótko mówiąc stał się członkiem mafii, takiej najgorszej z najgorszych, choć utrzymywał to w ukryciu. Znajomości, kasa, odpowiedni ludzie robią swoje, czyż nie? Nikt zatem nie narzekał. Ogółem Ambrose i pozostała dwójka jego rodzeństwa mieli udane dzieciństwo. Lecz Juan im bardziej wgłębiał się w mafię, tym gorszy się stawał. Zaniedbywał relację z żoną (była Koreanką), którą do tego zaczął traktować jak jakąś zabawkę, z którą przeważnie zaspokajał swoje potrzeby i jakby to uczucie, które kiedyś ich łączyło gasło. Aczkolwiek mógł sprawiać rodzinie jeszcze lepszy byt, bo hajs się rzecz jasna zgadzał. Nie dość, że ich dziadek dawno dorobił się niezłej sumki, którą papa podwoił, bowiem przejął po nim interesy, to jeszcze się wzbogacał na tych nielegalnych zajęciach i sytuacja finansowa Sinów tylko nabierała na sile. Zanim pociechy podjęły się gdzieś nauki, byli szkoleni z zakresu obrony i walki, aby w późniejszym czasie mieli większe szanse na przeżycie, gdyby sprawy totalnie wyrwały się spod kontroli. Odbywało się to profilaktycznie, ponieważ byli oni strzeżeni jak oczka w głowie. W odpowiednim czasie, wysłano dzieciaki do prywatnych szkół w Nowym Jorku. Każde zajmowało pokój w internacie. Nie dostali żadnych ograniczeń, toteż mogli wybrać sobie taką szkołę, jaką sobie zapragną. Ambrose nie uczył się jakoś świetnie, a jak coś zawalał, pieniądze ojca i znajomości robiły swoje. W każdym razie praktycznie nic go nie interesowało i do większości przedmiotów podchodził z takim byle zaliczyć. Jednak były takie zajęcia, których nie chciał pomijać. Mianowicie polubił nauczyciela od plastyki i muzyki i nigdy nie opuszczał ani jednej lekcji. No i poza tym nawiązał jakąś taką nić porozumienia z mężczyzną, z którym lubił spędzać czas. Robił w zasadzie wszystko aby był jak najczęściej w pobliżu i by mieć z nim jak najczęściej zajęcia. To od niego się sporo nauczył w kwestii muzyki i wiele mu pod tym względem zawdzięcza.
Ale niestety... wszystko co dobre, kiedyś się kończy, prawda? Generalnie to niespecjalnie dogadywał się ze swoją siostrą, tylko z bratem trzymał przeważnie sztamę. A dziewczę było zapatrzone w ojca jak w obrazek. Ambrose natomiast trzymał... pewien dystans, bo coś mu w nim nie grało. Ot, nie podobał mu się jego zmieniony drastycznie stosunek do ich rodzicielki. Pewnego razu chciał nawet obronić ją przed nim, co nie skończyło się najlepiej w skutkach... Podpalił go kilka razy na prawym ramieniu petami i stłukł na kwaśne jabłko ze słowami nie próbuj nigdy więcej mi podskakiwać gówniarzu, bo skończysz gorzej! Mało ode mnie dostałeś niewdzięczniku?! Wypierdalaj z tego pokoju... i musiał odpuścić i zostawić bezbronną mamę. Posłuchał, bo szczerze bardzo się go wystraszył. I to mogło doprowadzić do jego nieznacznych problemów psychicznych... mimo że wcześniej niczego takiego nie wykazywał — po tej sytuacji nic dziwnego, iż przez to przypalenie odbiło się to trochę na nim. W efekcie zamiast bać się ognia, on... dostał na jego punkcie obsesji i stąd powstała taka lekka piromania. I może jakieś zalążki depresji. Dalej wcale lepiej nie było. Rodzice nie zwracali uwagi na pogarszający się stan jednego z ich dzieci, bo mieli lepsze rzeczy do roboty. Zresztą... panią Sin poczęło wszystko przerastać, sama popadła w głęboką depresję i w ostateczności popełniła samobójstwo. I bądź co bądź to jeszcze mocniej wpłynęło na dzieci, które znikały coraz bardziej w swój własny świat. Natomiast Juan... postanowił, że wskoczy sobie na wyższy szczebel i po latach współpracy stwierdził, że ma w dupie padanie u kolan Donowi. Zdradził go i podkablował policji. W wyniku czego ucierpiał na tym starszy z braci, którego zamordowano z zimną krwią... a przynajmniej tak wmówiono pozostałej dwójce, co odbiło się najmocniej na dziewczynie, ale na Ambrosie także. Za to zmienił on całkowicie stosunek do siostry i jakoś się do niej bardziej zbliżył, broniąc jej jak skarbu. To był taki cios, że żadne z nich nie potrafiło się do końca pozbierać. Ona ma przez to urojenia i jakby widzi swego zmarłego braciszka, choć wcale go obok nie ma. Niemniej aby nikt więcej nie ucierpiał, bo tego co jak co Juan by nie zniósł, zadbał o to, aby nikt nie zrobił krzywdy jego pociechom. Ponadto wyczuwał już od początku, że to może skończyć się źle, w związku z czym był przygotowany na wszystko. Owszem, złapali go, tak jak Juan przypuszczał, ale nim do tego doszło, wysłał swym pociechom sporą część swego majątku i pod zmienionym nazwiskiem papa wykupił dla nich oczywiście najdroższą willę w Seulu, znajdujące się niemalże na drugim końcu świata. Przecież pomimo tego, jaki się stał, nie mógłby pozwolić na to, by jego dzieci klepały biedę i żyły w biedzie. Poza tym Ambrose sam dał sugestię, gdzie konkretnie mogliby się przenieść, ponieważ chciał znaleźć się w kraju, z którego pochodziła jego mama, poznać lepiej swoje korzenie wraz z kulturą, która go wręcz fascynowała. Dodatkowo już od jakiegoś roku uczył się koreańskiego i robił to z czystą przyjemnością. Dzięki temu rodzeństwo mogło również ubiegać się o koreańskie obywatelstwo.
Juan przekazał także Ambrosowi, że jeszcze tej samej nocy mają uciekać z internatu, a w liście, który chłopak dostał, znajdowały się fałszywe dokumenty i cała dokumentacja nowych tożsamości. Były one naturalnie zrobione przez najlepszych paserów, żeby wyglądało wiarygodnie i żeby jak najlepiej móc ochronić swoje pociechy.
Tym samym zmuszeni byli urwać kontakty z innymi ludźmi i choć Ambrose nie chciał... musiał tak jakby pożegnać się ze swoim ukochanym nauczycielem muzyki, czyniąc to z ciężkim sercem... I tak w końcu trafili tu do Seulu już pod zmienionymi tożsamościami, pod pieczą ich prywatnego ochroniarza, a zarazem opiekuna, posłanego również przez starszego Sina. Nie przepada za tym, który ich można powiedzieć od tamtego momentu niańczył, lecz ze względu na fakt, iż jeszcze nie byli pełnoletni... było to niestety konieczne. Poza tym ktoś musiał mieć oko na dzieci Juana, gdy ten siedział w zamknięciu. Od tamtej pory chłopak przedstawia się jako Yasin Woodward i nikt nie wie jak się w rzeczywistości nazywa, i lepiej aby nikt nie odkrył tej prawdy...
Rodzeństwo starało się ruszyć do przodu i nie myśleć o okropnej przeszłości. Kontynuowali po prostu naukę, rozpoczynając studia w nowym miejscu. Yasin oczywiście wybrał kierunek związany z muzyką, bo jakżeby inaczej. I tak jakoś leciało, choć wyraźnie miał problemy z zaaklimatyzowaniem się... a ze względu na swój gorący temperament, nie dał nikomu sobie w kaszę dmuchać i nikt nawet nie próbował z nim zadzierać. Od samego początku był mocno zdystansowany; nie dopuszczał do siebie zupełnie nikogo i nie chciał skupiać się na żadnych związkach; wolał całkowicie oddać się muzyce, no i też częściowo tańcu. To dla swojej przyszłej kariery planował poświęcić całego siebie, marząc o tym aby osiągnąć coś więcej. Nie miał pewności czy w ogóle będzie mu to dane ze względu na czyhające nieustannie zagrożenie na każdym kroku ze strony mafii... Za to nienawidził też swego ojca. Nie ocieplił jego stosunków wobec niego również fakt, że pomógł jemu i jego siostrze wieść aktualnie w miarę zwyczajne życie. Równie dobrze w każdej chwili mogą zostać zabici... a on definitywnie nie chce mieć z tymi łajdakami nic wspólnego, dlatego trzyma się od brudnych interesów z daleka.
Uważał, że na miłość również przyjdzie odpowiedni czas, dlatego unikał angażowania się w cokolwiek niczym ognia, udając wielce niedostępnego. Robił za takiego typowego bad boy'a, choć w jego przypadku była to maska, którą obierał na twarz po to, by ułatwić sobie przetrwanie na uczelnianych korytarzach można to tak nazwać. Podłapał co trzeba zrobić, aby być w centrum uwagi i choć to nie było coś, na czym mu jakoś niezwykle zależało stał się niezwykle popularny, a większość lasek wiele by oddała, by na nie zwrócił uwagę i chociaż umówił się na randkę. Jednak on miał to totalnie gdzieś, co dawał każdej jasno do zrozumienia; jego stosunek za każdym razem wprawiał je w wielkie rozczarowanie. Nikt nie był w stanie zdobyć jego serca... poza pewną szczególną jednostką. Ryu.
To był jakiś dość późny wieczór, wychodził właśnie z jakiejś imprezy, na którą jego najlepsza przyjaciółka go siłą zaciągnęła, przekonując go do tego, że będzie fajnie, pozna nowych ludzi, rozerwie się. Lecz dość prędko przekonał się, iż zbyt źle się tam czuł, nie potrafił się odnaleźć, takie zatłoczone ludźmi pomieszczenia nie były dla niego... Dlatego przeprosił kumpelkę i postanowił zmyć się do domu. Ponadto jakiś taki nie w humorze był. Nie przewidział biedny, iż dopadnie go wówczas deszcz... A nie miał ze sobą parasolki ani nawet bluzy z kapturem, bo wcześniej było przecież ciepło, zaś na niebie nie było ani jednej chmurki! Stało się to nagle i niespodziewanie. Ale mimo to nie przejął się tym w ogóle i jak gdyby nigdy nic szedł sobie spokojnie ulicą, przemakając z każdą kolejną minutą coraz bardziej. Niestraszne były mu te słone krople, które na niego spadały, nie zostawiając na nim ani jednego suchego miejsca. Miał do przejścia dość spory kawałek, a lało jak z cebra. Nadal nic sobie z tego jednak nie robił. Zresztą co niby mu to mogło zrobić, co najwyżej się przeziębi i tyle. Nic groźnego. Zmęczenie brało górę, bo Amy go nieźle wymęczyła, zadyszki aż dostał, w efekcie czego musiał przystanąć chociaż na chwilę, zanim ruszy dalej. Co za różnica, już i tak gorzej być nie mogło... był całkowicie przesiąknięty wodą od stóp do głów, nic mu już pomóc nie miało prawa. Oparł się dłonią o ścianę jakiegoś budynku, oddychając głęboko, by nieco odsapnąć. I wtedy znikąd wyłoniła się czyjaś ciemna sylwetka, której on z początku nie zauważył od razu. Podszedł do niego nie bacząc na nic i tak po prostu... wręczył mu parasolkę. Właściwie bardziej położył złożoną obok niego i bez słowa odszedł, nie zdążył nijak zareagować, jakoś zatrzymać. Za to udało mu się przyjrzeć jego twarzy, gdy ten uraczył go spojrzeniem, krótkim, acz trwało to dostatecznie długo, by udało mu się zapamiętać kilka detali. Poczuł w tamtej sekundzie coś dziwnego, coś momentalnie poruszyło jego sercem, zrobiło mu się gorąco. Nie wiedział jeszcze tego, ale... walnęło go z miejsca, zakochał się w tym tajemniczym mężczyźnie od pierwszego wejrzenia. Z tego względu desperacko chciał dowiedzieć się o nim czegoś więcej, bo jego serce niesamowicie go go niego ciągnęło. Miał opory, bo jak to wyglądało...? Nie znali się, nie wiedzieli o sobie zupełnie nic, a on już tak bardzo stracił dla niego głowę?! Nie rozumiał sam siebie kompletnie, ale poddał się temu i postanowił coś w tym kierunku zrobić. Nie miał pojęcia tylko co, skoro tamten tak szybko zniknął mu z pola widzenia... Fartownie okazało się, że na rączce otrzymanego przedmiotu widniało imię i nazwisko. Eureka! Oczywiście po powrocie do domu chciał go natychmiast odszukać i tak też uczynił wpisując sobie jego nazwisko w przeglądarkę internetową. Kiedy dowiedział się co nieco... trochę strach go obleciał. Jak tak znana osobistość miałaby na niego jakkolwiek spojrzeć, zwrócić uwagę...? A bardzo chciał oddać mu jego własność i się odwdzięczyć za udzielenie mu jej! Postanowił udać się do jego galerii, aby wyczaić jego piękne obrazy i ogółem dostać się do niego w jakiś sposób. Do akcji wkroczyła jego niezastąpiona przyjaciółka, którą miał ochotę wyściskać za to normalnie! Załatwiła dla niego bilety wstępu na takie mega poważne wydarzenie. Od tego się tak po prawdzie wszystko zaczęło. Od dostrzeżenia w jednym z jego najważniejszych obrazów samego siebie, aż po zgubienie kolczyka, którego do tej pory Ryu mu nie oddał. Obiecał, że odda mu na kolejnym spotkaniu, ale tak się nie stało. Cóż, skoro tak, on nie zamierzał oddać mu parasolki! W każdym razie dzięki temu mógł go lepiej poznać, zbliżyć się do niego i tak od słowa do słowa... przepadał w swoim uczuciu do niego coraz mocniej. Sam nie miał bladego pojęcia dlaczego, ale jak nikt inny udało mu się przebrnąć przez ten mur, który tak wiele lat budował. Z czasem stał się dla niego tak ważny jak jego siostra. Dokonał praktycznie niemożliwego, topiąc górę lodową w jego sercu. Ma u niego specjalne miejsce. Tak, to w nim ulokował swe uczucia, tylko problem w tym, iż do tej pory nie odważył się do nich przyznać, tak samo jak do swojej orientacji. To też nie tak, że się tego wstydził. Wolał by ludzie wiedzieli o nim jak najmniej... Kisił więc w sobie wszystko, skrycie do niego wzdychając, a zarazem fantazjując o nim jak idiota kiedy tylko się dało. Ogółem bał się, że gdyby prawda wyszła na jaw, nie dość, iż zostałby wyśmiany i odrzucony to do tego spieprzyłby ich przyjaźń, która wykiełkowała, a tego to by nie przeżył. Przede wszystkim co najbardziej napawało go lękiem... bał się o jego bezpieczeństwo (ale nie jest póki co świadom, że on sam jest szefem półświatka, jak na ironię!). Wprawdzie przez cały ten czas nic się nie działo, to nikt nie mógł przewidzieć czy ktoś z mafii ich dalej nie szuka...
Niestety jego najgorsze przypuszczenia stały się słuszne. Długo toczył wewnętrzną walkę sam ze sobą, by zebrać w sobie odwagę i się przełamać. Nie mógł tego znieść. Tak mocno chciał mu powiedzieć, jak bardzo go kocha... Wreszcie wymiękł i podjął męską decyzję. Będzie co ma być. Wybiegł z willi i wsiadł do jednego ze swych wypasionych samochodów. Już jechał do mężczyzny aby przyznać mu się do wszystkiego. Zarówno do uczuć jakie do niego żywił, jak i tego co dotyczyło jego prawdziwej tożsamości. Postawił wszystko na jedną kartę... podczas drogi do jego domu uległ poważnemu wypadkowi, który omal nie doprowadził do jego śmierci. Od utraty całkowicie przytomności nie wiedział co się z nim działo i jakim cudem przeżył... Tak oto trafił do szpitala i teraz jest w śpiączce. Żaden z lekarzy nie potrafił sprecyzować, kiedy się obudzi i czy w ogóle... Dawali mu na to niewielkie szanse, choć tlące się iskierki nadziei na jego powrót do rzeczywistości w dalszym ciągu pozostawały...
CIEKAWOSTKI
( •̀ω•́ )σ Nie należy do ufnych osób i ciężko zdobyć jego zaufanie. Jedyną osobą, której ufa bezgranicznie, jest jego siostra, Ryu i jego najlepsza przyjaciółka Amy.
( •̀ω•́ )σ Umie mówić perfekcyjnie po angielsku, w końcu to jego ojczysty język, no i również dobrze mu wyjątkowo szła nauka koreańskiego, którym aktualnie potrafi się równie dobrze posługiwać co tym pierwszym.
( •̀ω•́ )σ Jest raczej nocnym markiem. Ogółem nawet uwielbia włóczyć się po nocach na dworze, bo to bardzo odświeża mu umysł. Szczególnie lubi wieczorem wyjść do kina lub zwyczajnie przejechać się swoim motocyklem po okolicy, którym zresztą woli poruszać się częściej niż autem.
( •̀ω•́ )σ Jego całe prawe ramię jest pokryte rękawem rozmaitych wzorów — od ramienia aż po dłoń. Odkąd zrobił sobie pierwszy tatuaż, zaczęło go do nich ciągnąć, co stało się z czasem jego drobną obsesją i zapewne to tylko kwestia czasu jak dojdą kolejne. Każdy z nich oczywiście ma w sobie jakąś historię i nie ma takiego, który nie znaczyłby czegoś konkretnego dla chłopaka. Jednak niektóre z nich były robione spontanicznie i nawet sam do dziś nie pamięta, gdzie i w jaki sposób po nie poszedł, ani skąd się wzięły. W ten czy inny sposób żadnego z nich nie żałuje, a jak! Zakrył sobie nimi między innymi swoje blizny po podpaleniu papierosem przez ojca.
( •̀ω•́ )σ Gdy się denerwuje, do czego dochodzi trochę za często — zdarza mu się sięgnąć po papierosa. Stara się tłumić ten nałóg lizakami, byle mieć coś wciśnięte między ustami. Nie zawsze mu to wychodzi, ale próbuje z całych sił nie popaść zbyt mocno w uzależnienie! Czasem zapija smutki w alkoholu, lecz robi to już w ostateczności, jak już nie jest w stanie znieść napięcia, czy jakiejś presji. Jest o dziwo odporny na działanie procentów, dlatego tak łatwo nie sposób go upić, niemniej raczej nie zdarzyło mu się ogółem z tym przegiąć. Albo inaczej — nie ma bladego pojęcia o swojej granicy wytrzymałości, bo jak dotąd nigdy nie urwał mu się film, ani nic z tych rzeczy. Prawdopodobnie nie chce tego sprawdzać. Może lepiej nie...? Co się tyczy narkotyków — tych do tej pory nie tknął i jakoś go do nich nie ciągnie.
( •̀ω•́ )σ Na pierwszy rzut oka wygląda na wiecznie niedospanego, wręcz depresyjnego, co jest chyba u niego najbardziej charakterystyczną częścią wyglądu. Ale spokojnie, mimo wszystko nie ma nieodpowiednich myśli i to absolutnie nie o to chodzi! Taka jego natura plus dodać do tego niezbyt przyjemne zdarzenia z przeszłości, które jednak pozostawiły po sobie piętno na jego psychice i stany depresyjne mu się czasem zdarzają. Na podkreślenie tego miewa typowe zawiechy i można odnieść aż wrażenie, że zmienił się w posąg. Ogółem potworny z niego śpioch, ciężko jest go w ogóle wybudzić. Zaśnie w każdej możliwej pozycji, łącznie z niewygodną i dosłownie żaden dźwięk nie jest w stanie mu w tym przeszkodzić, ani nagle wyrwać z błogiego snu. Zdarza mu się niekiedy gadać przez sen. Często przechodzi w tryb zombie i gdyby nie kawa, to pewnie byłby wiecznie żywym trupem, stąd uzależnił się bardzo od tego napoju bogów, który pomaga mu stanąć na nogi. Wydawać by się mogło z tego powodu, iż to leń patentowany. Nic bardziej mylnego! Lubi sobie mówić w żartach, że pomimo swojej przypadłości, potrafi więcej od innych, ale się nie wywyższa ani tym zbytnio nie przechwala. Tak czy siak jeśli nie ma nic konstruktywnego do roboty, mógłby przeleżeć cały dzień w łóżku. Jeśli Ambrose palnie nagle, że nie może zasnąć z jakiegoś powodu... nikt mu nie uwierzy i zacznie zachodzić wręcz w głowę, czy wszystko z nim w porządku i czy aby na pewno się dobrze czuje!
( •̀ω•́ )σ Ma kilka kolczyków w obu uszach, a także jeden w dolnej wardze i w prawej brwi.
( •̀ω•́ )σ Od małego już interesował się też muzyką, więc z przyjemnością śpiewał i grał sobie na różnych instrumentach, do których od zawsze miał smykałkę. I dzięki temu obecnie ma zadatki na świetnego piosenkarza, acz ogranicza się chwilowo do występów w zwykłych klubach, kiedy mu się nudzi i nie ma co ze sobą zrobić. Ponadto potrafi jeszcze grać przede wszystkim na gitarze akustycznej, trochę na pianinie/fortepianie... perkusji się nie tykał, bo to było dla niego już za duże wyzwanie, wolał skupić się na tych innych. Jest wszechstronnie utalentowany, ale wiadomo na jednym umie grać lepiej, a na innym nieco gorzej, ale zawsze jednak coś. Najbardziej jest obcykany jeśli chodzi o wokal (bardziej rap), z instrumentów najlepiej sobie radzi właśnie z gitarą, a na pianinie czasem coś tam zagra z braku laku. Czy zrobi z tym coś więcej? Cholera go wie, chwilowo skupia się na tym głównie dlatego, że sprawia mu to przyjemność, no i pozwala na moment oderwać się od rzeczywistości. Aspiruje generalnie na producenta muzycznego, a na czym stanie, wyjdzie w praniu!
( •̀ω•́ )σ Uwielbia dinozaury, co za tym idzie jest częstym bywalcem muzeów ewolucji i innych tym podobnych. Często wraca także do serii "Jurassic Park", której jest zagorzałym fanem. Wielbi te filmy ponad wszystkie inne i nigdy mu się nie znudzą. Oglądał je za młodu i tak mu do tej pory zostało.
Ich ojciec Amerykanin był politykiem, który wdał się w ciemne interesy, no i krótko mówiąc stał się członkiem mafii, takiej najgorszej z najgorszych, choć utrzymywał to w ukryciu. Znajomości, kasa, odpowiedni ludzie robią swoje, czyż nie? Nikt zatem nie narzekał. Ogółem Ambrose i pozostała dwójka jego rodzeństwa mieli udane dzieciństwo. Lecz Juan im bardziej wgłębiał się w mafię, tym gorszy się stawał. Zaniedbywał relację z żoną (była Koreanką), którą do tego zaczął traktować jak jakąś zabawkę, z którą przeważnie zaspokajał swoje potrzeby i jakby to uczucie, które kiedyś ich łączyło gasło. Aczkolwiek mógł sprawiać rodzinie jeszcze lepszy byt, bo hajs się rzecz jasna zgadzał. Nie dość, że ich dziadek dawno dorobił się niezłej sumki, którą papa podwoił, bowiem przejął po nim interesy, to jeszcze się wzbogacał na tych nielegalnych zajęciach i sytuacja finansowa Sinów tylko nabierała na sile. Zanim pociechy podjęły się gdzieś nauki, byli szkoleni z zakresu obrony i walki, aby w późniejszym czasie mieli większe szanse na przeżycie, gdyby sprawy totalnie wyrwały się spod kontroli. Odbywało się to profilaktycznie, ponieważ byli oni strzeżeni jak oczka w głowie. W odpowiednim czasie, wysłano dzieciaki do prywatnych szkół w Nowym Jorku. Każde zajmowało pokój w internacie. Nie dostali żadnych ograniczeń, toteż mogli wybrać sobie taką szkołę, jaką sobie zapragną. Ambrose nie uczył się jakoś świetnie, a jak coś zawalał, pieniądze ojca i znajomości robiły swoje. W każdym razie praktycznie nic go nie interesowało i do większości przedmiotów podchodził z takim byle zaliczyć. Jednak były takie zajęcia, których nie chciał pomijać. Mianowicie polubił nauczyciela od plastyki i muzyki i nigdy nie opuszczał ani jednej lekcji. No i poza tym nawiązał jakąś taką nić porozumienia z mężczyzną, z którym lubił spędzać czas. Robił w zasadzie wszystko aby był jak najczęściej w pobliżu i by mieć z nim jak najczęściej zajęcia. To od niego się sporo nauczył w kwestii muzyki i wiele mu pod tym względem zawdzięcza.
Ale niestety... wszystko co dobre, kiedyś się kończy, prawda? Generalnie to niespecjalnie dogadywał się ze swoją siostrą, tylko z bratem trzymał przeważnie sztamę. A dziewczę było zapatrzone w ojca jak w obrazek. Ambrose natomiast trzymał... pewien dystans, bo coś mu w nim nie grało. Ot, nie podobał mu się jego zmieniony drastycznie stosunek do ich rodzicielki. Pewnego razu chciał nawet obronić ją przed nim, co nie skończyło się najlepiej w skutkach... Podpalił go kilka razy na prawym ramieniu petami i stłukł na kwaśne jabłko ze słowami nie próbuj nigdy więcej mi podskakiwać gówniarzu, bo skończysz gorzej! Mało ode mnie dostałeś niewdzięczniku?! Wypierdalaj z tego pokoju... i musiał odpuścić i zostawić bezbronną mamę. Posłuchał, bo szczerze bardzo się go wystraszył. I to mogło doprowadzić do jego nieznacznych problemów psychicznych... mimo że wcześniej niczego takiego nie wykazywał — po tej sytuacji nic dziwnego, iż przez to przypalenie odbiło się to trochę na nim. W efekcie zamiast bać się ognia, on... dostał na jego punkcie obsesji i stąd powstała taka lekka piromania. I może jakieś zalążki depresji. Dalej wcale lepiej nie było. Rodzice nie zwracali uwagi na pogarszający się stan jednego z ich dzieci, bo mieli lepsze rzeczy do roboty. Zresztą... panią Sin poczęło wszystko przerastać, sama popadła w głęboką depresję i w ostateczności popełniła samobójstwo. I bądź co bądź to jeszcze mocniej wpłynęło na dzieci, które znikały coraz bardziej w swój własny świat. Natomiast Juan... postanowił, że wskoczy sobie na wyższy szczebel i po latach współpracy stwierdził, że ma w dupie padanie u kolan Donowi. Zdradził go i podkablował policji. W wyniku czego ucierpiał na tym starszy z braci, którego zamordowano z zimną krwią... a przynajmniej tak wmówiono pozostałej dwójce, co odbiło się najmocniej na dziewczynie, ale na Ambrosie także. Za to zmienił on całkowicie stosunek do siostry i jakoś się do niej bardziej zbliżył, broniąc jej jak skarbu. To był taki cios, że żadne z nich nie potrafiło się do końca pozbierać. Ona ma przez to urojenia i jakby widzi swego zmarłego braciszka, choć wcale go obok nie ma. Niemniej aby nikt więcej nie ucierpiał, bo tego co jak co Juan by nie zniósł, zadbał o to, aby nikt nie zrobił krzywdy jego pociechom. Ponadto wyczuwał już od początku, że to może skończyć się źle, w związku z czym był przygotowany na wszystko. Owszem, złapali go, tak jak Juan przypuszczał, ale nim do tego doszło, wysłał swym pociechom sporą część swego majątku i pod zmienionym nazwiskiem papa wykupił dla nich oczywiście najdroższą willę w Seulu, znajdujące się niemalże na drugim końcu świata. Przecież pomimo tego, jaki się stał, nie mógłby pozwolić na to, by jego dzieci klepały biedę i żyły w biedzie. Poza tym Ambrose sam dał sugestię, gdzie konkretnie mogliby się przenieść, ponieważ chciał znaleźć się w kraju, z którego pochodziła jego mama, poznać lepiej swoje korzenie wraz z kulturą, która go wręcz fascynowała. Dodatkowo już od jakiegoś roku uczył się koreańskiego i robił to z czystą przyjemnością. Dzięki temu rodzeństwo mogło również ubiegać się o koreańskie obywatelstwo.
Juan przekazał także Ambrosowi, że jeszcze tej samej nocy mają uciekać z internatu, a w liście, który chłopak dostał, znajdowały się fałszywe dokumenty i cała dokumentacja nowych tożsamości. Były one naturalnie zrobione przez najlepszych paserów, żeby wyglądało wiarygodnie i żeby jak najlepiej móc ochronić swoje pociechy.
Tym samym zmuszeni byli urwać kontakty z innymi ludźmi i choć Ambrose nie chciał... musiał tak jakby pożegnać się ze swoim ukochanym nauczycielem muzyki, czyniąc to z ciężkim sercem... I tak w końcu trafili tu do Seulu już pod zmienionymi tożsamościami, pod pieczą ich prywatnego ochroniarza, a zarazem opiekuna, posłanego również przez starszego Sina. Nie przepada za tym, który ich można powiedzieć od tamtego momentu niańczył, lecz ze względu na fakt, iż jeszcze nie byli pełnoletni... było to niestety konieczne. Poza tym ktoś musiał mieć oko na dzieci Juana, gdy ten siedział w zamknięciu. Od tamtej pory chłopak przedstawia się jako Yasin Woodward i nikt nie wie jak się w rzeczywistości nazywa, i lepiej aby nikt nie odkrył tej prawdy...
Rodzeństwo starało się ruszyć do przodu i nie myśleć o okropnej przeszłości. Kontynuowali po prostu naukę, rozpoczynając studia w nowym miejscu. Yasin oczywiście wybrał kierunek związany z muzyką, bo jakżeby inaczej. I tak jakoś leciało, choć wyraźnie miał problemy z zaaklimatyzowaniem się... a ze względu na swój gorący temperament, nie dał nikomu sobie w kaszę dmuchać i nikt nawet nie próbował z nim zadzierać. Od samego początku był mocno zdystansowany; nie dopuszczał do siebie zupełnie nikogo i nie chciał skupiać się na żadnych związkach; wolał całkowicie oddać się muzyce, no i też częściowo tańcu. To dla swojej przyszłej kariery planował poświęcić całego siebie, marząc o tym aby osiągnąć coś więcej. Nie miał pewności czy w ogóle będzie mu to dane ze względu na czyhające nieustannie zagrożenie na każdym kroku ze strony mafii... Za to nienawidził też swego ojca. Nie ocieplił jego stosunków wobec niego również fakt, że pomógł jemu i jego siostrze wieść aktualnie w miarę zwyczajne życie. Równie dobrze w każdej chwili mogą zostać zabici... a on definitywnie nie chce mieć z tymi łajdakami nic wspólnego, dlatego trzyma się od brudnych interesów z daleka.
Uważał, że na miłość również przyjdzie odpowiedni czas, dlatego unikał angażowania się w cokolwiek niczym ognia, udając wielce niedostępnego. Robił za takiego typowego bad boy'a, choć w jego przypadku była to maska, którą obierał na twarz po to, by ułatwić sobie przetrwanie na uczelnianych korytarzach można to tak nazwać. Podłapał co trzeba zrobić, aby być w centrum uwagi i choć to nie było coś, na czym mu jakoś niezwykle zależało stał się niezwykle popularny, a większość lasek wiele by oddała, by na nie zwrócił uwagę i chociaż umówił się na randkę. Jednak on miał to totalnie gdzieś, co dawał każdej jasno do zrozumienia; jego stosunek za każdym razem wprawiał je w wielkie rozczarowanie. Nikt nie był w stanie zdobyć jego serca... poza pewną szczególną jednostką. Ryu.
To był jakiś dość późny wieczór, wychodził właśnie z jakiejś imprezy, na którą jego najlepsza przyjaciółka go siłą zaciągnęła, przekonując go do tego, że będzie fajnie, pozna nowych ludzi, rozerwie się. Lecz dość prędko przekonał się, iż zbyt źle się tam czuł, nie potrafił się odnaleźć, takie zatłoczone ludźmi pomieszczenia nie były dla niego... Dlatego przeprosił kumpelkę i postanowił zmyć się do domu. Ponadto jakiś taki nie w humorze był. Nie przewidział biedny, iż dopadnie go wówczas deszcz... A nie miał ze sobą parasolki ani nawet bluzy z kapturem, bo wcześniej było przecież ciepło, zaś na niebie nie było ani jednej chmurki! Stało się to nagle i niespodziewanie. Ale mimo to nie przejął się tym w ogóle i jak gdyby nigdy nic szedł sobie spokojnie ulicą, przemakając z każdą kolejną minutą coraz bardziej. Niestraszne były mu te słone krople, które na niego spadały, nie zostawiając na nim ani jednego suchego miejsca. Miał do przejścia dość spory kawałek, a lało jak z cebra. Nadal nic sobie z tego jednak nie robił. Zresztą co niby mu to mogło zrobić, co najwyżej się przeziębi i tyle. Nic groźnego. Zmęczenie brało górę, bo Amy go nieźle wymęczyła, zadyszki aż dostał, w efekcie czego musiał przystanąć chociaż na chwilę, zanim ruszy dalej. Co za różnica, już i tak gorzej być nie mogło... był całkowicie przesiąknięty wodą od stóp do głów, nic mu już pomóc nie miało prawa. Oparł się dłonią o ścianę jakiegoś budynku, oddychając głęboko, by nieco odsapnąć. I wtedy znikąd wyłoniła się czyjaś ciemna sylwetka, której on z początku nie zauważył od razu. Podszedł do niego nie bacząc na nic i tak po prostu... wręczył mu parasolkę. Właściwie bardziej położył złożoną obok niego i bez słowa odszedł, nie zdążył nijak zareagować, jakoś zatrzymać. Za to udało mu się przyjrzeć jego twarzy, gdy ten uraczył go spojrzeniem, krótkim, acz trwało to dostatecznie długo, by udało mu się zapamiętać kilka detali. Poczuł w tamtej sekundzie coś dziwnego, coś momentalnie poruszyło jego sercem, zrobiło mu się gorąco. Nie wiedział jeszcze tego, ale... walnęło go z miejsca, zakochał się w tym tajemniczym mężczyźnie od pierwszego wejrzenia. Z tego względu desperacko chciał dowiedzieć się o nim czegoś więcej, bo jego serce niesamowicie go go niego ciągnęło. Miał opory, bo jak to wyglądało...? Nie znali się, nie wiedzieli o sobie zupełnie nic, a on już tak bardzo stracił dla niego głowę?! Nie rozumiał sam siebie kompletnie, ale poddał się temu i postanowił coś w tym kierunku zrobić. Nie miał pojęcia tylko co, skoro tamten tak szybko zniknął mu z pola widzenia... Fartownie okazało się, że na rączce otrzymanego przedmiotu widniało imię i nazwisko. Eureka! Oczywiście po powrocie do domu chciał go natychmiast odszukać i tak też uczynił wpisując sobie jego nazwisko w przeglądarkę internetową. Kiedy dowiedział się co nieco... trochę strach go obleciał. Jak tak znana osobistość miałaby na niego jakkolwiek spojrzeć, zwrócić uwagę...? A bardzo chciał oddać mu jego własność i się odwdzięczyć za udzielenie mu jej! Postanowił udać się do jego galerii, aby wyczaić jego piękne obrazy i ogółem dostać się do niego w jakiś sposób. Do akcji wkroczyła jego niezastąpiona przyjaciółka, którą miał ochotę wyściskać za to normalnie! Załatwiła dla niego bilety wstępu na takie mega poważne wydarzenie. Od tego się tak po prawdzie wszystko zaczęło. Od dostrzeżenia w jednym z jego najważniejszych obrazów samego siebie, aż po zgubienie kolczyka, którego do tej pory Ryu mu nie oddał. Obiecał, że odda mu na kolejnym spotkaniu, ale tak się nie stało. Cóż, skoro tak, on nie zamierzał oddać mu parasolki! W każdym razie dzięki temu mógł go lepiej poznać, zbliżyć się do niego i tak od słowa do słowa... przepadał w swoim uczuciu do niego coraz mocniej. Sam nie miał bladego pojęcia dlaczego, ale jak nikt inny udało mu się przebrnąć przez ten mur, który tak wiele lat budował. Z czasem stał się dla niego tak ważny jak jego siostra. Dokonał praktycznie niemożliwego, topiąc górę lodową w jego sercu. Ma u niego specjalne miejsce. Tak, to w nim ulokował swe uczucia, tylko problem w tym, iż do tej pory nie odważył się do nich przyznać, tak samo jak do swojej orientacji. To też nie tak, że się tego wstydził. Wolał by ludzie wiedzieli o nim jak najmniej... Kisił więc w sobie wszystko, skrycie do niego wzdychając, a zarazem fantazjując o nim jak idiota kiedy tylko się dało. Ogółem bał się, że gdyby prawda wyszła na jaw, nie dość, iż zostałby wyśmiany i odrzucony to do tego spieprzyłby ich przyjaźń, która wykiełkowała, a tego to by nie przeżył. Przede wszystkim co najbardziej napawało go lękiem... bał się o jego bezpieczeństwo (ale nie jest póki co świadom, że on sam jest szefem półświatka, jak na ironię!). Wprawdzie przez cały ten czas nic się nie działo, to nikt nie mógł przewidzieć czy ktoś z mafii ich dalej nie szuka...
Niestety jego najgorsze przypuszczenia stały się słuszne. Długo toczył wewnętrzną walkę sam ze sobą, by zebrać w sobie odwagę i się przełamać. Nie mógł tego znieść. Tak mocno chciał mu powiedzieć, jak bardzo go kocha... Wreszcie wymiękł i podjął męską decyzję. Będzie co ma być. Wybiegł z willi i wsiadł do jednego ze swych wypasionych samochodów. Już jechał do mężczyzny aby przyznać mu się do wszystkiego. Zarówno do uczuć jakie do niego żywił, jak i tego co dotyczyło jego prawdziwej tożsamości. Postawił wszystko na jedną kartę... podczas drogi do jego domu uległ poważnemu wypadkowi, który omal nie doprowadził do jego śmierci. Od utraty całkowicie przytomności nie wiedział co się z nim działo i jakim cudem przeżył... Tak oto trafił do szpitala i teraz jest w śpiączce. Żaden z lekarzy nie potrafił sprecyzować, kiedy się obudzi i czy w ogóle... Dawali mu na to niewielkie szanse, choć tlące się iskierki nadziei na jego powrót do rzeczywistości w dalszym ciągu pozostawały...
( •̀ω•́ )σ Nie należy do ufnych osób i ciężko zdobyć jego zaufanie. Jedyną osobą, której ufa bezgranicznie, jest jego siostra, Ryu i jego najlepsza przyjaciółka Amy.
( •̀ω•́ )σ Umie mówić perfekcyjnie po angielsku, w końcu to jego ojczysty język, no i również dobrze mu wyjątkowo szła nauka koreańskiego, którym aktualnie potrafi się równie dobrze posługiwać co tym pierwszym.
( •̀ω•́ )σ Jest raczej nocnym markiem. Ogółem nawet uwielbia włóczyć się po nocach na dworze, bo to bardzo odświeża mu umysł. Szczególnie lubi wieczorem wyjść do kina lub zwyczajnie przejechać się swoim motocyklem po okolicy, którym zresztą woli poruszać się częściej niż autem.
( •̀ω•́ )σ Jego całe prawe ramię jest pokryte rękawem rozmaitych wzorów — od ramienia aż po dłoń. Odkąd zrobił sobie pierwszy tatuaż, zaczęło go do nich ciągnąć, co stało się z czasem jego drobną obsesją i zapewne to tylko kwestia czasu jak dojdą kolejne. Każdy z nich oczywiście ma w sobie jakąś historię i nie ma takiego, który nie znaczyłby czegoś konkretnego dla chłopaka. Jednak niektóre z nich były robione spontanicznie i nawet sam do dziś nie pamięta, gdzie i w jaki sposób po nie poszedł, ani skąd się wzięły. W ten czy inny sposób żadnego z nich nie żałuje, a jak! Zakrył sobie nimi między innymi swoje blizny po podpaleniu papierosem przez ojca.
( •̀ω•́ )σ Gdy się denerwuje, do czego dochodzi trochę za często — zdarza mu się sięgnąć po papierosa. Stara się tłumić ten nałóg lizakami, byle mieć coś wciśnięte między ustami. Nie zawsze mu to wychodzi, ale próbuje z całych sił nie popaść zbyt mocno w uzależnienie! Czasem zapija smutki w alkoholu, lecz robi to już w ostateczności, jak już nie jest w stanie znieść napięcia, czy jakiejś presji. Jest o dziwo odporny na działanie procentów, dlatego tak łatwo nie sposób go upić, niemniej raczej nie zdarzyło mu się ogółem z tym przegiąć. Albo inaczej — nie ma bladego pojęcia o swojej granicy wytrzymałości, bo jak dotąd nigdy nie urwał mu się film, ani nic z tych rzeczy. Prawdopodobnie nie chce tego sprawdzać. Może lepiej nie...? Co się tyczy narkotyków — tych do tej pory nie tknął i jakoś go do nich nie ciągnie.
( •̀ω•́ )σ Na pierwszy rzut oka wygląda na wiecznie niedospanego, wręcz depresyjnego, co jest chyba u niego najbardziej charakterystyczną częścią wyglądu. Ale spokojnie, mimo wszystko nie ma nieodpowiednich myśli i to absolutnie nie o to chodzi! Taka jego natura plus dodać do tego niezbyt przyjemne zdarzenia z przeszłości, które jednak pozostawiły po sobie piętno na jego psychice i stany depresyjne mu się czasem zdarzają. Na podkreślenie tego miewa typowe zawiechy i można odnieść aż wrażenie, że zmienił się w posąg. Ogółem potworny z niego śpioch, ciężko jest go w ogóle wybudzić. Zaśnie w każdej możliwej pozycji, łącznie z niewygodną i dosłownie żaden dźwięk nie jest w stanie mu w tym przeszkodzić, ani nagle wyrwać z błogiego snu. Zdarza mu się niekiedy gadać przez sen. Często przechodzi w tryb zombie i gdyby nie kawa, to pewnie byłby wiecznie żywym trupem, stąd uzależnił się bardzo od tego napoju bogów, który pomaga mu stanąć na nogi. Wydawać by się mogło z tego powodu, iż to leń patentowany. Nic bardziej mylnego! Lubi sobie mówić w żartach, że pomimo swojej przypadłości, potrafi więcej od innych, ale się nie wywyższa ani tym zbytnio nie przechwala. Tak czy siak jeśli nie ma nic konstruktywnego do roboty, mógłby przeleżeć cały dzień w łóżku. Jeśli Ambrose palnie nagle, że nie może zasnąć z jakiegoś powodu... nikt mu nie uwierzy i zacznie zachodzić wręcz w głowę, czy wszystko z nim w porządku i czy aby na pewno się dobrze czuje!
( •̀ω•́ )σ Ma kilka kolczyków w obu uszach, a także jeden w dolnej wardze i w prawej brwi.
( •̀ω•́ )σ Od małego już interesował się też muzyką, więc z przyjemnością śpiewał i grał sobie na różnych instrumentach, do których od zawsze miał smykałkę. I dzięki temu obecnie ma zadatki na świetnego piosenkarza, acz ogranicza się chwilowo do występów w zwykłych klubach, kiedy mu się nudzi i nie ma co ze sobą zrobić. Ponadto potrafi jeszcze grać przede wszystkim na gitarze akustycznej, trochę na pianinie/fortepianie... perkusji się nie tykał, bo to było dla niego już za duże wyzwanie, wolał skupić się na tych innych. Jest wszechstronnie utalentowany, ale wiadomo na jednym umie grać lepiej, a na innym nieco gorzej, ale zawsze jednak coś. Najbardziej jest obcykany jeśli chodzi o wokal (bardziej rap), z instrumentów najlepiej sobie radzi właśnie z gitarą, a na pianinie czasem coś tam zagra z braku laku. Czy zrobi z tym coś więcej? Cholera go wie, chwilowo skupia się na tym głównie dlatego, że sprawia mu to przyjemność, no i pozwala na moment oderwać się od rzeczywistości. Aspiruje generalnie na producenta muzycznego, a na czym stanie, wyjdzie w praniu!
( •̀ω•́ )σ Uwielbia dinozaury, co za tym idzie jest częstym bywalcem muzeów ewolucji i innych tym podobnych. Często wraca także do serii "Jurassic Park", której jest zagorzałym fanem. Wielbi te filmy ponad wszystkie inne i nigdy mu się nie znudzą. Oglądał je za młodu i tak mu do tej pory zostało.