zdjęcieinformacjebiografia
Boutet Kyungho
Hwang Hyunjin


Granie w gry komputerowe; zwierzątka (głównie koty, czy to te zwykłe, czy dzikie!); krewetki i owoce morza; morze i plaże; łono natury; przytulanie, głównie do Léosia; siłownia i pływanie; pomaganie innym; rozgwieżdżone niebo i ogółem wszechświat; księżyc; zachód i wschód słońca; słuchanie muzyki; anatomia człowieka; romantyczne chwile z drugą połówką; sięganie po papierosa lub kilku na ukojenie wzmożonych nerwów; fajerwerki; wesołe miasteczka w wolnych chwilach; podróżowanie po świecie i zwiedzanie innych krajów, a wraz z tym poznawanie ich kultur; spanko; kofeina.
Wszelkiego robactwa, głównie pająków; swojego pisma; brukselek, kaszanki i rukoli; nienawiści na świecie; niesprawiedliwości; przemocy; nietolerancji i dyskryminacji; manipulacji; oszustw; cwaniaczków; durnych plotek; fałszywych informacji; homofobii; disco polo — jedyny gatunek muzyki, którego szczerze nienawidzi i nie może słuchać, bo mu uszy krwawią.
Boutet Kyungho
Kyu; Kocur (ale to jest przeznaczone jedynie dla mężusia!)
26/06/1995 r. — Busan/Korea Południowa
Koreańskie
Świeżo upieczony lekarz (chirurg)
Sahmyook Medical Center
Kyu; Kocur (ale to jest przeznaczone jedynie dla mężusia!)
26/06/1995 r. — Busan/Korea Południowa
Koreańskie
Świeżo upieczony lekarz (chirurg)
Sahmyook Medical Center
biografia
Act I. If I'm crazy, I'm on my own!
Wcześniej nazywałem się Myong Kyungho, a teraz jestem Boutet Kyungho. Jak do tego doszło spytacie? Chętnie o tym opowiem, zanim jednak do tego dotrę, zacznę może od początku.
Pochodzę z średniozamożnej, dość konserwatywnej rodziny. Wprawdzie nie byliśmy nigdy najbogatsi, ale też nie biedni, zatem nigdy nie narzekałem na swoją sytuację finansową, tym bardziej że na nic nie brakowało; starczało na wszystko, co najważniejsze i najpotrzebniejsze. Zamiłowanie do medycyny przejąłem od swoich rodziców, poza tym od zawsze chciałem pomagać innym, a w tym zawodzie daje wiele możliwości do choćby ratowania ludzkich żyć, nieważne w jaki sposób. Aczkolwiek gdybym obrał inną ścieżkę kariery, z pewnością zaakceptowaliby mój wybór. W tej kwestii niczego mi nie narzucali, niemniej czuć było ich dumę i radość, że kontynuowałem tak zwaną rodzinną spuściznę i tak jak oni zostałem lekarzem. Jednak każde zajęło się inną dziedziną, w końcu jest ich od pyty. Mama jest kardiologiem, tata chirurgiem dziecięcym, a ja wybrałem chirurgię ogólną. Była to dość trudna droga, bo jak chciałem być dobrym lekarzem, musiałem nabyć mnóstwo wiedzy na ten temat i doświadczenia. Jednak przyjąłem na klatę wyzwanie. Poza tym moja chęć pomocy miała tutaj największy i najsilniejszy wpływ, w związku z czym wizja spędzenia kilku lat dłużej na studiach nie wydała mi się jakaś przerażająca. Natomiast w czasach szkolnych nie byłem jakimś prymusem, ale też nie totalnym nieukiem. Uznajmy, że taki przeciętny, a jeśli przychodziło do przedmiotów, które mnie interesowały i były potrzebne do osiągnięcia mojego celu, tu była inna sprawa i te akurat łaknąłem niczym gąbka. Tak to jest jak człowieka do czegoś bardziej ciągnie i wręcz pragnie się tego uczyć, zatem łatwiej wchodzi do głowy, a do tego chętniej się do tego przysiada. Ja dobrze wiem, co mówię! Tak czy siak początki nie były proste, ale mi to absolutnie nie przeszkadzało. Skupiłem się na tym, co trzeba, poświęcając swój drogocenny czas i wkładając w to całe swoje wrażliwe serce. Nie mam ochoty się więcej rozgadywać na temat czasów szkolnych zanim udałem się na studia, bo szczerze mówiąc byłem trochę wycofany i jakoś nie potrafiłem się z nikim do końca zgrać, w efekcie czego ani nie miałem zbytnio przyjaciół, ani tym bardziej drugiej połówki. I choć czułem się ździebko samotny i wyobcowany, starałem się tym nie przejmować i po prostu robić swoje. Zmiany nadeszły dopiero jak dostałem się na swoją wymarzoną uczelnię...
Act II. I won't give up, without a fight. I like tall buildings so I can leap off of 'em, I go hard wit' it no matter how dark it is.
Pierwsze dni na studiach nie zdawały się zapowiadać niczego nadzwyczajnego. Zakładałem, że będzie raczej jak do tej pory — że będę głównie spędzał czas na nauce, a moje życie towarzyskie nie ulegnie jakimś gwałtownym zmianom. Och, jakże sięniemiło zaskoczyłem. To było niczym grom z jasnego nieba, w życiu bym się nie spodziewał, że tak mnie przez kogoś rąbnie... A nie wyglądało to na nic specjalnego, taka tam „zwykła” prośba odnośnie rozwiązania jakiegoś problemu, z którym właśnie ta konkretna jednostka nie mogła sobie poradzić. Od tego się wszystko zaczęło… Dziewczyna o imieniu Lisa nagle pojawiła się obok mnie i nieśmiało spytała, czy jestem w stanie jej pomóc, bo już wcześniej mnie obserwowała i widziała z jakim skupieniem podchodzę do różnych rzeczy i tak dalej. Kiedy nasze spojrzenia się ze sobą spotkały, poczułem dziwne dreszcze przeszywające moje ciało na wskroś. To było pewne — zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia, lecz z moimi dotychczasowymi niezbyt pozytywnymi doświadczeniami z ludźmi byłem przesycony lękami. Na tyle, że za nic bym się nie odważył jej wyznać czegoś takiego na wstępie. Zresztą odnosiłem wrażenie, że to będzie tylko jednostronne… ale i tutaj się myliłem. Coraz częściej do mnie podchodziła, zagadywała i tak się to powoli rozwijało, aż w którymś momencie nie wytrzymałem i jak poczułem wreszcie gotowość... przyznałem jej, co do niej poczułem. To była prawdziwa miłość, z mojej strony zdecydowanie. Od delikatnych czułych gestów, aż po te namiętniejsze i tym sposobem staliśmy się parą. Niestety, związek ten nie przetrwał próby czasu. Trwał trzy lata. Chciałem wierzyć, że będzie już tak na zawsze, ale tu nadeszło potworne rozczarowanie.
Tamtego pamiętnego dnia byłem na swojej zmianie i zupełnym przypadkiem nakryłem ją na zdradzie. Ja to ona tłumaczyła, przyszła do mnie, lecz nie wytrzymała i uczucie w niej wygrało, dlatego dała się ponieść emocjom… Przepraszała mnie, że tak wyszło, gdyż nigdy nie chciała mnie zranić, lecz finalnie zakochała się w kimś innym i dłużej nie mogła z tym walczyć. To był definitywny koniec, a ja przez to zamknąłem się bardziej w sobie i cóż… to był ten felerny dzień, w którym po raz pierwszy sięgnąłem po fajka i bardziej się narąbałem. Nie żebym popadł w jakieś nałogi, co to, to nie! Jednakże przez nerwy zarówno czasem w pracy jak i przez tę sytuację nic dziwnego, że zacząłem jarać nieco więcej… Na razie nie doszło do paczki dziennie i liczę na to, że tak pozostanie, chyba że nic pozytywnego mi się już nie przytrafi, to cóż… nic nie poradzę, jeśli skończy się nałogiem, choć tego wolałbym uniknąć.
Act III. I don't wanna do this anymore, I'm moving on!
Przez złamane serce robiłem wszystko, byle o tym nie myśleć, zatracając się niemalże dokumentnie w swojej pracy i byciu rezydentem. Nawet miałem taką sytuację, że mimo braku doświadczenia przy pewnej poważnej operacji przy której uczestniczyłem i jedynie pomagałem lekarz operujący miał dylemat, co ma konkretnie zrobić. Wtem wkroczyłem ja i dałem mu pewną radę, co ja o tym myślę, bo czułem, że to odpowiedni kierunek i jeśli to wybierze, to wszystko pójdzie dobrze. Kręcił nosem i niespecjalnie chciano mnie wówczas brać na poważnie, ale ostatecznie zrobił jak zasugerowałem. To była jedna z tych sytuacji, w których byłem w stanie pokazać na co mnie stać, że mam potencjał, dzięki czemu mnie bardziej doceniono i tak zdarzało mi się kilka razy zrobić. A to otworzyło mi tak zwaną furtkę, by być coraz lepszym w swym fachu i byłem dzięki temu coraz częściej branym do udziału przy rozmaitych operacjach. Oczywiście jak każdy człowiek i ja się niekiedy myliłem i popełniałem błędy, ale nie istnieje osoba, która by takowych nie popełniała wcale, prawda? Niemniej więcej żyć udało się uratować, niż nie i to mi dodawało większych motywacji do działania i samorozwoju.
I tak przez lata wyglądało moje życie. Niby nie narzekałem, bo to była dla mnie już codzienna i normalna rutyna, ale... bałem się na nowo zakochać. Bałem się miłości i kolejnego zranienia, gdyż byłem przekonany, że drugiej zdrady i złamanego serca już nie będę w stanie znieść, a nawet stoczę się na samo dno, nie wspominając o tym, że wtedy depresja będzie prawdopodobnie nieunikniona… albo coś gorszego. Nie, nie chcę o tym nawet myśleć!
I wtedy pojawił się ON. Spadł mi dosłownie jak jakiś anioł z nieba, czy jakkolwiek inaczej to określić... Nigdy tej nocy nie zapomnę, to utkwi w mojej pamięci już do samego końca mego żywota. Było już naprawdę późno, a ja wracałem do domu po swojej nocnej zmianie taki cholernie zmęczony. Paliłem naturalnie fajka, bo jakżeby inaczej, usiłując odrzucać myśli o Lisie, które namolnie do mnie wracały niczym pieprzony bumerang. Wtem byłem świadkiem tragicznego wypadku. Ktoś celowo wjechał w ten drugi samochód, to było ewidentne! Widziałem to doskonale, nawet mimo ogarniających mnie dookoła ciemności. Natychmiast rzuciłem niedopałek w pizdu na ziemię i rzuciłem się do poturbowanej maszyny, aby spróbować wyciągnąć ludzi znajdujących się w środku. Było to niesamowicie trudne zadanie, aczkolwiek sobie jakimś cudem poradziłem, no przynajmniej z kierowcą. Wpadłem w lekką panikę, ale jednocześnie zachowałem zimną krew, byle czym prędzej wydostać z opresji mężczyznę, który znajdywał się na tylnym siedzeniu. Chciałem już dzwonić po karetkę, niemniej tamten mi przekazał numer do jakiegoś Valentina, który w błyskawicznym tempie przyjechał na miejsce zdarzenia i przy jego pomocy wyciągnęliśmy Léo (bo tak miał na imię) ze zniszczonego pojazdu. Oświadczyłem, by natychmiast pojechać do szpitala, żeby upewnić się, czy nie ma gorszych uszkodzeń, a po tym jak rzuciłem na niego oko, byłem prawie w pełni pewien, że jakikolwiek głębszy przegląd z badaniami jest tutaj konieczny. Nie prezentował się najlepiej... I choć był uparty i nie chciał tam jechać, udało mi się go jakoś do tego przekonać. Nie sprzeciwiał się i wylądował na tak zwanym stołku operacyjnym. Pomagałem go pozszywać i po tym jak wszystko przebiegło pomyślnie, zostałem z nim w sali, gdyż chciałem sprawdzić jak się ma i dopytać, co się właściwie stało. Przejąłem się tym zdarzeniem, nie mogłem tak przejść obok tego obojętnie... Dało się zorientować, iż docenił moją obecność, a ja okazałem mu swoją dobroć i ciepło, bo taki już byłem, mimo że nie każdy to dostrzegał i chciał choć spróbować poznać... lecz on wręcz przeciwnie. Był zaintrygowany mną z jakiegoś niejasnego powodu. Cieszyłem się niezmiernie, iż chciał utrzymać ze mną kontakt nawet po tym jak został wypisany ze szpitala. Przyznam bez bicia... kiedy tak siedziałem przy jego łóżku, moje serce zabiło mocniej, choć sam nie do końca to rozumiałem. W końcu... wydawało mi się, że podobają mi się tylko kobiety. Tak czy inaczej nie miałem problemu z osobami innej orientacji, ale ja byłem zwyczajnie jakiś inny od zawsze, mimo wychowania w takiej a nie innej rodzinie.
Im częściej się z nim spotykałem, tym moje uczucia do niego zaczynały stopniowo nabierać na sile. Aczkolwiek bałem się tych emocji, które już zdążyłem wcześniej poznać, ale przez to nieszczęśliwe zakończenie z moją byłą... nadal nie byłem gotowy na coś nowego i tu już nie chodziło o płeć mojego obiektu westchnień. Nie przerażała mnie nawet myśl jak na to by zareagowali moi rodzice, bo na pewno nie byliby zadowoleni. Nie to jednak było straszne... nie chciałem by moje serce uległo kompletnemu zniszczeniu, a jeśli on by mnie odrzucił, tak by się stało z całkowitą pewnością. Być może z tego powodu nie zauważyłem jak nieznacznie unikałem pana Bouteta, kiedy ten musiał wrócić do Włoch i mogliśmy jedynie ze sobą pisać. Może myślałem, że tak będzie lepiej dla nas obu...? Spanikowałem, dlatego tak się to odbywało... Jednak nie potrafiłem chociaż raz na jakiś czas się do niego odezwać, coś mnie jawnie do niego ciągnęło, co poniekąd pokonywało te moje lęki, może nie do końca, ale MUSIAŁEM wiedzieć przynajmniej jak mu mija dzień, czy dobrze się odżywia i tak dalej.
Gdy doszło do tego, że rzeczywiście zamilkłem... tym razem pojawił się zupełnie inny powód, który mi wszystko utrudnił. Jakieś pojeby pojawiły się znikąd i dotkliwie mnie pobiły, a ja nie miałem bladego pojęcia, za co mi się tak oberwało, a przede wszystkim czego do jasnej cholery ode mnie chcieli! Gówno się dowiedziałem i zamiast informacji, straciłem przytomność, a jak ją odzyskałem, moim oczom ukazała się sala szpitalna... cóż za ironia losu, nieprawdaż? Lekarz gnijący w łóżku szpitalnym! Co za beznadzieja. Nie podobało mi się to ani trochę. Będąc na miejscu swoich pacjentów potrafiłem się postawić na ich miejscu i lepiej pojąłem, czemu znaczna większość nienawidziła tego miejsca. To było jak najbardziej zrozumiałe...
Moje serce się wielce uradowało, kiedy pierwsze co zobaczyłem po przebudzeniu któregoś dnia (nie liczyłem już ile to trwało, straciłem rachubę czasu...) zamiast tej przeklętej wszechogarniającej mnie pustki była twarz tego, dla którego tak mocno straciłem głowę... Mimowolnie obdarzyłem go swoim uroczym i pięknym uśmiechem, a moje oczy samoistnie zaświeciły się jasnym blaskiem na jego sam widok! Och, jak ja za nim tęskniłem... i kiedy go uświadczyłem, uświadomiłem sobie dosadniej, jak mocna zaczyna być moja miłość do niego. Sam nie wiem czemu, pod wpływem chwili rzuciłem mu się na szyję i mocno go przytuliłem, a wraz z tym rozpłakałem niczym małe dziecko. Byłem przepełniony w dalszym ciągu mnóstwem niepewności, lecz nie wiedząc dlaczego, czułem, że by mnie nie zostawił, a zarazem wiedziałem, że do mnie wróci, czego nie omieszkałem się mu jawnie wyznać podczas obejmowania go. Było mi tak dobrze i przyjemnie w jego ramionach... Topiłem się normalnie! A przede wszystkim czułem się przy nim bezpieczny.
Opowiedziałem mu wszystko, co się stało. Była taka wymiana informacji tak to nazwę. A on mi powiedział, że daje mi wybór. Nie chciałem, by mnie opuszczał.... z tego względu wziąłem się na odwagę i wyznałem mu, co do niego w istocie czuję. Że nie chcę również by nasza relacja była pusta i w takim razie wolę małżeństwa z nim, niż być traktowany przedmiotowo. Za to zresztą nieźle go opierdoliłem i nakrzyczałem na niego! Tak czy inaczej tu sam siebie zaskoczyłem, bo w końcu... wciąż miałem opory, lecz o dziwo te słowa z taką swobodą przechodziły przez moje usta, że aż mnie to nieźle zszokowało. Postawiłem tym samym wszystko na jedną kartę, nie bacząc na to, co powiedzą moi rodzice, bo to było bardziej niż pewne, że będą narzekać i robić mi z tego tytułu awanturę. Miałem to jednak gdzieś. Strasznie się stresowałem przed dniem ślubu, a jednocześnie byłem cholernie podekscytowany! Szczególnie tym wyjazdem do Francji. Oj, tu też parę moich dziecięcych cech się ujawniło! W tym pomogła nam ciotka Léosia, musiałem jedynie pójść do dyrektora szpitala i poprosić go o możliwość praktyk we Francji, by poszerzyć swe kompetencje lekarskie.
Ta podróż była niesamowicie pouczająca i po niej mój stosunek i podejście uległo jeszcze większej zmianie. Po jakimś czasie wróciliśmy do Korei i mogliśmy zacząć nasze nowe, wspólne życie, a ja jestem świeżo upieczonym lekarzem.
Tak oto przyjąłem jego nazwisko i jestem z nim coraz szczęśliwszy! Nie mam już prawie żadnych wątpliwości, że to TEN JEDYNY i to jego szukałem przez całe swoje życie; to on jest moją drugą połówką serca, a także spełnieniem marzeń i nic tego nie zmieni!
CIEKAWOSTKI
≽^•⩊•^≼ Momentami zachowuje się niczym duże dziecko, niemniej jeśli przychodzi do rzeczy naprawdę ważnych, potrafi zachować powagę.
≽^•⩊•^≼ Ma ciągoty do podróżowania i gdyby mógł, zwiedziłby wprost cały świat! Może kiedyś będzie mu to dane, a już przynajmniej jeden kraj ma zaliczony. Mianowicie Francję, do której wyjechał z Léonce'm, gdzie też między innymi wzięli ślub. Tamten okres niezaprzeczalnie utkwi w jego wspomnieniach na długo!
≽^•⩊•^≼ Jest tolerancyjny i nigdy nie ocenia nikogo z góry. O ile nikt nie usiłuje mu czegoś na siłę narzucić, to jest dobrze. Ponadto wyznaje własną wiarę, acz nie potrafi jej konkretnie nazwać ani też określić.
≽^•⩊•^≼ Za czasów nauki w liceum przedmioty ścisłe to było coś, czego najbardziej nienawidził. Ci, którzy mieli same piątki z nich dla niego to kurna byli kosmici! Uważał, że matma i fizyka to jakaś czarna magia i wymyślił je geniusz zła.
≽^•⩊•^≼ Od małego już był kochaną i wrażliwą istotką, która gdyby mogła, ocaliłaby cały świat przed wszelkim złem. Przez długie lata był odrobinę wstydliwy, nieco niepewny siebie i nie do końca w siebie wierzył. Nadal ma z tym problem, nad czym stara się skrupulatnie pracować.
≽^•⩊•^≼ Wspomaga głównie zwierzęta, albo ludzi potrzebujących, do tego bardzo często się udziela charytatywnie. Widząc, gdy ktoś jakieś krzywdzi, albo kogoś bezbronnego, znęcając się nad słabszymi od siebie... to jedyna rzecz, która może go tak bardzo wytrącić z równowagi, by wpadł w mniejszą, bądź większą furię. Aczkolwiek nienawidzi przemocowych rozwiązań, dlatego stara się pokojowo wszystko rozstrzygać na tyle, na ile to możliwe.
≽^•⩊•^≼ Często się uśmiecha — naprawdę rzadko kiedy na jego twarzy widać jakiś smutek. Praktycznie zawsze robi takie słodkie minki, przez co jego facjata zazwyczaj wygląda jak jakieś kitten face, co tylko dodaje mu uroku słodziaka, którym zresztą jest! I to właśnie ten uśmiech tak urzekł Léonce'a! A on z chęcią go nim masowo zasypuje.
≽^•⩊•^≼ Niekiedy sięgnie po papierosa w bardziej stresowych sytuacjach, a takie się potrafią zdarzyć, czy to choćby w pracy, czy prywatnie. Niemniej do uzależnienia mu iście daleko, zatem nie trzeba się martwić, że w tym przepadnie. Zwłaszcza że jedna paczka mu starcza na całkiem długo, kiedy niektórzy jarają jedną, jak nie więcej takich dziennie, także to naprawdę niewiele! Przynajmniej w jego odczuciu. Jego ukochany jednak tego w żadnym stopniu nie pochwala i łypie na niego gniewnie jak widzi go palącego.
≽^•⩊•^≼ W wolnych chwilach lubi czasem poimprezować i szaleć ze swoimi znajomymi, lecz stara się nie przeginać z alkoholem i pić go z umiarem. Jasne, nie stroni od trunków i zdarzy mu się walnąć kilka szklanek, ale zna swoje granice i woli ich nie przekraczać, bo nie wyobraża sobie doprowadzenia siebie do tak marnego stanu, by wylądować pod przysłowiowym stołem i nie móc na drugi dzień pamiętać zupełnie niczego z konkretnego wydarzenia. Spaliłby się wtedy zapewne ze wstydu!
≽^•⩊•^≼ Jego pismo jest strasznie niechlujne, przez co sam ma problem z jego odczytaniem. A jako iż jest lekarzem... wszystko się zgadza i do siebie pasuje!
Wcześniej nazywałem się Myong Kyungho, a teraz jestem Boutet Kyungho. Jak do tego doszło spytacie? Chętnie o tym opowiem, zanim jednak do tego dotrę, zacznę może od początku.
Pochodzę z średniozamożnej, dość konserwatywnej rodziny. Wprawdzie nie byliśmy nigdy najbogatsi, ale też nie biedni, zatem nigdy nie narzekałem na swoją sytuację finansową, tym bardziej że na nic nie brakowało; starczało na wszystko, co najważniejsze i najpotrzebniejsze. Zamiłowanie do medycyny przejąłem od swoich rodziców, poza tym od zawsze chciałem pomagać innym, a w tym zawodzie daje wiele możliwości do choćby ratowania ludzkich żyć, nieważne w jaki sposób. Aczkolwiek gdybym obrał inną ścieżkę kariery, z pewnością zaakceptowaliby mój wybór. W tej kwestii niczego mi nie narzucali, niemniej czuć było ich dumę i radość, że kontynuowałem tak zwaną rodzinną spuściznę i tak jak oni zostałem lekarzem. Jednak każde zajęło się inną dziedziną, w końcu jest ich od pyty. Mama jest kardiologiem, tata chirurgiem dziecięcym, a ja wybrałem chirurgię ogólną. Była to dość trudna droga, bo jak chciałem być dobrym lekarzem, musiałem nabyć mnóstwo wiedzy na ten temat i doświadczenia. Jednak przyjąłem na klatę wyzwanie. Poza tym moja chęć pomocy miała tutaj największy i najsilniejszy wpływ, w związku z czym wizja spędzenia kilku lat dłużej na studiach nie wydała mi się jakaś przerażająca. Natomiast w czasach szkolnych nie byłem jakimś prymusem, ale też nie totalnym nieukiem. Uznajmy, że taki przeciętny, a jeśli przychodziło do przedmiotów, które mnie interesowały i były potrzebne do osiągnięcia mojego celu, tu była inna sprawa i te akurat łaknąłem niczym gąbka. Tak to jest jak człowieka do czegoś bardziej ciągnie i wręcz pragnie się tego uczyć, zatem łatwiej wchodzi do głowy, a do tego chętniej się do tego przysiada. Ja dobrze wiem, co mówię! Tak czy siak początki nie były proste, ale mi to absolutnie nie przeszkadzało. Skupiłem się na tym, co trzeba, poświęcając swój drogocenny czas i wkładając w to całe swoje wrażliwe serce. Nie mam ochoty się więcej rozgadywać na temat czasów szkolnych zanim udałem się na studia, bo szczerze mówiąc byłem trochę wycofany i jakoś nie potrafiłem się z nikim do końca zgrać, w efekcie czego ani nie miałem zbytnio przyjaciół, ani tym bardziej drugiej połówki. I choć czułem się ździebko samotny i wyobcowany, starałem się tym nie przejmować i po prostu robić swoje. Zmiany nadeszły dopiero jak dostałem się na swoją wymarzoną uczelnię...
Act II. I won't give up, without a fight. I like tall buildings so I can leap off of 'em, I go hard wit' it no matter how dark it is.
Pierwsze dni na studiach nie zdawały się zapowiadać niczego nadzwyczajnego. Zakładałem, że będzie raczej jak do tej pory — że będę głównie spędzał czas na nauce, a moje życie towarzyskie nie ulegnie jakimś gwałtownym zmianom. Och, jakże się
Tamtego pamiętnego dnia byłem na swojej zmianie i zupełnym przypadkiem nakryłem ją na zdradzie. Ja to ona tłumaczyła, przyszła do mnie, lecz nie wytrzymała i uczucie w niej wygrało, dlatego dała się ponieść emocjom… Przepraszała mnie, że tak wyszło, gdyż nigdy nie chciała mnie zranić, lecz finalnie zakochała się w kimś innym i dłużej nie mogła z tym walczyć. To był definitywny koniec, a ja przez to zamknąłem się bardziej w sobie i cóż… to był ten felerny dzień, w którym po raz pierwszy sięgnąłem po fajka i bardziej się narąbałem. Nie żebym popadł w jakieś nałogi, co to, to nie! Jednakże przez nerwy zarówno czasem w pracy jak i przez tę sytuację nic dziwnego, że zacząłem jarać nieco więcej… Na razie nie doszło do paczki dziennie i liczę na to, że tak pozostanie, chyba że nic pozytywnego mi się już nie przytrafi, to cóż… nic nie poradzę, jeśli skończy się nałogiem, choć tego wolałbym uniknąć.
Act III. I don't wanna do this anymore, I'm moving on!
Przez złamane serce robiłem wszystko, byle o tym nie myśleć, zatracając się niemalże dokumentnie w swojej pracy i byciu rezydentem. Nawet miałem taką sytuację, że mimo braku doświadczenia przy pewnej poważnej operacji przy której uczestniczyłem i jedynie pomagałem lekarz operujący miał dylemat, co ma konkretnie zrobić. Wtem wkroczyłem ja i dałem mu pewną radę, co ja o tym myślę, bo czułem, że to odpowiedni kierunek i jeśli to wybierze, to wszystko pójdzie dobrze. Kręcił nosem i niespecjalnie chciano mnie wówczas brać na poważnie, ale ostatecznie zrobił jak zasugerowałem. To była jedna z tych sytuacji, w których byłem w stanie pokazać na co mnie stać, że mam potencjał, dzięki czemu mnie bardziej doceniono i tak zdarzało mi się kilka razy zrobić. A to otworzyło mi tak zwaną furtkę, by być coraz lepszym w swym fachu i byłem dzięki temu coraz częściej branym do udziału przy rozmaitych operacjach. Oczywiście jak każdy człowiek i ja się niekiedy myliłem i popełniałem błędy, ale nie istnieje osoba, która by takowych nie popełniała wcale, prawda? Niemniej więcej żyć udało się uratować, niż nie i to mi dodawało większych motywacji do działania i samorozwoju.
I tak przez lata wyglądało moje życie. Niby nie narzekałem, bo to była dla mnie już codzienna i normalna rutyna, ale... bałem się na nowo zakochać. Bałem się miłości i kolejnego zranienia, gdyż byłem przekonany, że drugiej zdrady i złamanego serca już nie będę w stanie znieść, a nawet stoczę się na samo dno, nie wspominając o tym, że wtedy depresja będzie prawdopodobnie nieunikniona… albo coś gorszego. Nie, nie chcę o tym nawet myśleć!
I wtedy pojawił się ON. Spadł mi dosłownie jak jakiś anioł z nieba, czy jakkolwiek inaczej to określić... Nigdy tej nocy nie zapomnę, to utkwi w mojej pamięci już do samego końca mego żywota. Było już naprawdę późno, a ja wracałem do domu po swojej nocnej zmianie taki cholernie zmęczony. Paliłem naturalnie fajka, bo jakżeby inaczej, usiłując odrzucać myśli o Lisie, które namolnie do mnie wracały niczym pieprzony bumerang. Wtem byłem świadkiem tragicznego wypadku. Ktoś celowo wjechał w ten drugi samochód, to było ewidentne! Widziałem to doskonale, nawet mimo ogarniających mnie dookoła ciemności. Natychmiast rzuciłem niedopałek w pizdu na ziemię i rzuciłem się do poturbowanej maszyny, aby spróbować wyciągnąć ludzi znajdujących się w środku. Było to niesamowicie trudne zadanie, aczkolwiek sobie jakimś cudem poradziłem, no przynajmniej z kierowcą. Wpadłem w lekką panikę, ale jednocześnie zachowałem zimną krew, byle czym prędzej wydostać z opresji mężczyznę, który znajdywał się na tylnym siedzeniu. Chciałem już dzwonić po karetkę, niemniej tamten mi przekazał numer do jakiegoś Valentina, który w błyskawicznym tempie przyjechał na miejsce zdarzenia i przy jego pomocy wyciągnęliśmy Léo (bo tak miał na imię) ze zniszczonego pojazdu. Oświadczyłem, by natychmiast pojechać do szpitala, żeby upewnić się, czy nie ma gorszych uszkodzeń, a po tym jak rzuciłem na niego oko, byłem prawie w pełni pewien, że jakikolwiek głębszy przegląd z badaniami jest tutaj konieczny. Nie prezentował się najlepiej... I choć był uparty i nie chciał tam jechać, udało mi się go jakoś do tego przekonać. Nie sprzeciwiał się i wylądował na tak zwanym stołku operacyjnym. Pomagałem go pozszywać i po tym jak wszystko przebiegło pomyślnie, zostałem z nim w sali, gdyż chciałem sprawdzić jak się ma i dopytać, co się właściwie stało. Przejąłem się tym zdarzeniem, nie mogłem tak przejść obok tego obojętnie... Dało się zorientować, iż docenił moją obecność, a ja okazałem mu swoją dobroć i ciepło, bo taki już byłem, mimo że nie każdy to dostrzegał i chciał choć spróbować poznać... lecz on wręcz przeciwnie. Był zaintrygowany mną z jakiegoś niejasnego powodu. Cieszyłem się niezmiernie, iż chciał utrzymać ze mną kontakt nawet po tym jak został wypisany ze szpitala. Przyznam bez bicia... kiedy tak siedziałem przy jego łóżku, moje serce zabiło mocniej, choć sam nie do końca to rozumiałem. W końcu... wydawało mi się, że podobają mi się tylko kobiety. Tak czy inaczej nie miałem problemu z osobami innej orientacji, ale ja byłem zwyczajnie jakiś inny od zawsze, mimo wychowania w takiej a nie innej rodzinie.
Im częściej się z nim spotykałem, tym moje uczucia do niego zaczynały stopniowo nabierać na sile. Aczkolwiek bałem się tych emocji, które już zdążyłem wcześniej poznać, ale przez to nieszczęśliwe zakończenie z moją byłą... nadal nie byłem gotowy na coś nowego i tu już nie chodziło o płeć mojego obiektu westchnień. Nie przerażała mnie nawet myśl jak na to by zareagowali moi rodzice, bo na pewno nie byliby zadowoleni. Nie to jednak było straszne... nie chciałem by moje serce uległo kompletnemu zniszczeniu, a jeśli on by mnie odrzucił, tak by się stało z całkowitą pewnością. Być może z tego powodu nie zauważyłem jak nieznacznie unikałem pana Bouteta, kiedy ten musiał wrócić do Włoch i mogliśmy jedynie ze sobą pisać. Może myślałem, że tak będzie lepiej dla nas obu...? Spanikowałem, dlatego tak się to odbywało... Jednak nie potrafiłem chociaż raz na jakiś czas się do niego odezwać, coś mnie jawnie do niego ciągnęło, co poniekąd pokonywało te moje lęki, może nie do końca, ale MUSIAŁEM wiedzieć przynajmniej jak mu mija dzień, czy dobrze się odżywia i tak dalej.
Gdy doszło do tego, że rzeczywiście zamilkłem... tym razem pojawił się zupełnie inny powód, który mi wszystko utrudnił. Jakieś pojeby pojawiły się znikąd i dotkliwie mnie pobiły, a ja nie miałem bladego pojęcia, za co mi się tak oberwało, a przede wszystkim czego do jasnej cholery ode mnie chcieli! Gówno się dowiedziałem i zamiast informacji, straciłem przytomność, a jak ją odzyskałem, moim oczom ukazała się sala szpitalna... cóż za ironia losu, nieprawdaż? Lekarz gnijący w łóżku szpitalnym! Co za beznadzieja. Nie podobało mi się to ani trochę. Będąc na miejscu swoich pacjentów potrafiłem się postawić na ich miejscu i lepiej pojąłem, czemu znaczna większość nienawidziła tego miejsca. To było jak najbardziej zrozumiałe...
Moje serce się wielce uradowało, kiedy pierwsze co zobaczyłem po przebudzeniu któregoś dnia (nie liczyłem już ile to trwało, straciłem rachubę czasu...) zamiast tej przeklętej wszechogarniającej mnie pustki była twarz tego, dla którego tak mocno straciłem głowę... Mimowolnie obdarzyłem go swoim uroczym i pięknym uśmiechem, a moje oczy samoistnie zaświeciły się jasnym blaskiem na jego sam widok! Och, jak ja za nim tęskniłem... i kiedy go uświadczyłem, uświadomiłem sobie dosadniej, jak mocna zaczyna być moja miłość do niego. Sam nie wiem czemu, pod wpływem chwili rzuciłem mu się na szyję i mocno go przytuliłem, a wraz z tym rozpłakałem niczym małe dziecko. Byłem przepełniony w dalszym ciągu mnóstwem niepewności, lecz nie wiedząc dlaczego, czułem, że by mnie nie zostawił, a zarazem wiedziałem, że do mnie wróci, czego nie omieszkałem się mu jawnie wyznać podczas obejmowania go. Było mi tak dobrze i przyjemnie w jego ramionach... Topiłem się normalnie! A przede wszystkim czułem się przy nim bezpieczny.
Opowiedziałem mu wszystko, co się stało. Była taka wymiana informacji tak to nazwę. A on mi powiedział, że daje mi wybór. Nie chciałem, by mnie opuszczał.... z tego względu wziąłem się na odwagę i wyznałem mu, co do niego w istocie czuję. Że nie chcę również by nasza relacja była pusta i w takim razie wolę małżeństwa z nim, niż być traktowany przedmiotowo. Za to zresztą nieźle go opierdoliłem i nakrzyczałem na niego! Tak czy inaczej tu sam siebie zaskoczyłem, bo w końcu... wciąż miałem opory, lecz o dziwo te słowa z taką swobodą przechodziły przez moje usta, że aż mnie to nieźle zszokowało. Postawiłem tym samym wszystko na jedną kartę, nie bacząc na to, co powiedzą moi rodzice, bo to było bardziej niż pewne, że będą narzekać i robić mi z tego tytułu awanturę. Miałem to jednak gdzieś. Strasznie się stresowałem przed dniem ślubu, a jednocześnie byłem cholernie podekscytowany! Szczególnie tym wyjazdem do Francji. Oj, tu też parę moich dziecięcych cech się ujawniło! W tym pomogła nam ciotka Léosia, musiałem jedynie pójść do dyrektora szpitala i poprosić go o możliwość praktyk we Francji, by poszerzyć swe kompetencje lekarskie.
Ta podróż była niesamowicie pouczająca i po niej mój stosunek i podejście uległo jeszcze większej zmianie. Po jakimś czasie wróciliśmy do Korei i mogliśmy zacząć nasze nowe, wspólne życie, a ja jestem świeżo upieczonym lekarzem.
Tak oto przyjąłem jego nazwisko i jestem z nim coraz szczęśliwszy! Nie mam już prawie żadnych wątpliwości, że to TEN JEDYNY i to jego szukałem przez całe swoje życie; to on jest moją drugą połówką serca, a także spełnieniem marzeń i nic tego nie zmieni!
≽^•⩊•^≼ Momentami zachowuje się niczym duże dziecko, niemniej jeśli przychodzi do rzeczy naprawdę ważnych, potrafi zachować powagę.
≽^•⩊•^≼ Ma ciągoty do podróżowania i gdyby mógł, zwiedziłby wprost cały świat! Może kiedyś będzie mu to dane, a już przynajmniej jeden kraj ma zaliczony. Mianowicie Francję, do której wyjechał z Léonce'm, gdzie też między innymi wzięli ślub. Tamten okres niezaprzeczalnie utkwi w jego wspomnieniach na długo!
≽^•⩊•^≼ Jest tolerancyjny i nigdy nie ocenia nikogo z góry. O ile nikt nie usiłuje mu czegoś na siłę narzucić, to jest dobrze. Ponadto wyznaje własną wiarę, acz nie potrafi jej konkretnie nazwać ani też określić.
≽^•⩊•^≼ Za czasów nauki w liceum przedmioty ścisłe to było coś, czego najbardziej nienawidził. Ci, którzy mieli same piątki z nich dla niego to kurna byli kosmici! Uważał, że matma i fizyka to jakaś czarna magia i wymyślił je geniusz zła.
≽^•⩊•^≼ Od małego już był kochaną i wrażliwą istotką, która gdyby mogła, ocaliłaby cały świat przed wszelkim złem. Przez długie lata był odrobinę wstydliwy, nieco niepewny siebie i nie do końca w siebie wierzył. Nadal ma z tym problem, nad czym stara się skrupulatnie pracować.
≽^•⩊•^≼ Wspomaga głównie zwierzęta, albo ludzi potrzebujących, do tego bardzo często się udziela charytatywnie. Widząc, gdy ktoś jakieś krzywdzi, albo kogoś bezbronnego, znęcając się nad słabszymi od siebie... to jedyna rzecz, która może go tak bardzo wytrącić z równowagi, by wpadł w mniejszą, bądź większą furię. Aczkolwiek nienawidzi przemocowych rozwiązań, dlatego stara się pokojowo wszystko rozstrzygać na tyle, na ile to możliwe.
≽^•⩊•^≼ Często się uśmiecha — naprawdę rzadko kiedy na jego twarzy widać jakiś smutek. Praktycznie zawsze robi takie słodkie minki, przez co jego facjata zazwyczaj wygląda jak jakieś kitten face, co tylko dodaje mu uroku słodziaka, którym zresztą jest! I to właśnie ten uśmiech tak urzekł Léonce'a! A on z chęcią go nim masowo zasypuje.
≽^•⩊•^≼ Niekiedy sięgnie po papierosa w bardziej stresowych sytuacjach, a takie się potrafią zdarzyć, czy to choćby w pracy, czy prywatnie. Niemniej do uzależnienia mu iście daleko, zatem nie trzeba się martwić, że w tym przepadnie. Zwłaszcza że jedna paczka mu starcza na całkiem długo, kiedy niektórzy jarają jedną, jak nie więcej takich dziennie, także to naprawdę niewiele! Przynajmniej w jego odczuciu. Jego ukochany jednak tego w żadnym stopniu nie pochwala i łypie na niego gniewnie jak widzi go palącego.
≽^•⩊•^≼ W wolnych chwilach lubi czasem poimprezować i szaleć ze swoimi znajomymi, lecz stara się nie przeginać z alkoholem i pić go z umiarem. Jasne, nie stroni od trunków i zdarzy mu się walnąć kilka szklanek, ale zna swoje granice i woli ich nie przekraczać, bo nie wyobraża sobie doprowadzenia siebie do tak marnego stanu, by wylądować pod przysłowiowym stołem i nie móc na drugi dzień pamiętać zupełnie niczego z konkretnego wydarzenia. Spaliłby się wtedy zapewne ze wstydu!
≽^•⩊•^≼ Jego pismo jest strasznie niechlujne, przez co sam ma problem z jego odczytaniem. A jako iż jest lekarzem... wszystko się zgadza i do siebie pasuje!