zdjęcieinformacjebiografia
Wang Alistair
Kim Seokwoo


słone przekąski ▪ whisky z colą ▪ racjonalność ▪ konstruktywna krytyka ▪ święty spokój ▪ samotność ▪ zapach benzyny i dymu nikotynowego ▪ tatuaże ▪ piercing ▪ wszelkiego rodzaju znamiona ▪ seriale kryminalne ▪ literatura współczesna ▪ brak kontroli ▪ swoboda ▪ programy dokumentalne ▪ jogging ▪ crossfit ▪ digital art ▪ spontaniczność ▪ podróże ▪ puzzle przestrzenne ▪ sudoku ▪ zagadki matematyczne
marnowanie jego czasu ▪ bezsensowne dyskusje ▪ emocjonalne osoby ▪ grzebanie się w jego sprawach prywatnych ▪ jakiekolwiek próby pocieszania go czy współczucia mu ▪ wykłady o emaptii ▪ pouczanie ▪ narzucanie mu zasad ▪ wszelkie przejawy troski, które jego zdaniem zaburzają jego poczucie samodzielności i samowystarczalności ▪ namolne kobiety ▪ psy ▪ muzea i sztuka ▪ słodkie perfumy ▪ czekolada ▪ kawa mrożona ▪ "może zapisz się na terapię" homoseksualizm ▪ harmonogramy
Wang Alistair
AllStar
7 maja 1996 r, Chicago
Amerykanin
Idol - Solista
Fun Entertainment
AllStar
7 maja 1996 r, Chicago
Amerykanin
Idol - Solista
Fun Entertainment
biografia
Urodził się i do trzynastego roku wychowywał w Chicago, w Stanach Zjednoczonych. Ojciec był ledwie przez chwilę – zostawił ich, kiedy Alistair miał sześć lata. I choć młody Wang długo miał ogromny żal do mężczyzny, winą obarczając samego siebie o doprowadzenie do rozpadu rodziny, to dziś już rozumie, że to nie on był odpowiedzialny za odejście mężczyzny, a jego żona. Wtedy tego nie pojmował, ale z perspektywy czasu stało się dla niego jasne, że to nie była kwestia wytrzymania tylko sześciu lat, ale aż sześciu lat.
Jego mama była chora. Psychicznie. I nawet jeśli brzmi to ofensywnie w stosunku do osób z zaburzeniami, to taka była prawda. Ciężka, nieleczona depresja zrujnowała jednocześnie jej małżeństwo oraz dzieciństwo jej dziecka.
Pan Wang był na tyle mądry, by w końcu uciec. Szkoda tylko, że nie pomyślał, że miał jeszcze syna i nie czuł się za niego w żaden sposób odpowiedzialny.
Kapitulacja męża jeszcze bardziej zniszczyła kobietę. Po rozwlekającym się okresie rozpaczy, gdzie to jej sześciolatek musiał dbać o codzienne sprawy bieżące, jak wynoszenie śmieci czy utrzymywanie porządku, przyszedł etap, gdzie jego matka zaczęła się spotykać. Z absolutnie każdym. Zapewniała, że w każdym modelu, który pojawiał się w drzwiach, jest mocno zakochana. Jeśli był problem w nawiązaniu relacji na poziomie syn – nowa miłość, to zdaniem kobiety zawsze syn ponosił winę. I syn zasługiwał na karę. Niejednokrotnie na czas spotkania zamykała go w niewielkim pomieszczeniu, gdzie składowała wszelkie rzeczy do utrzymania porządku.
Porzucony już przez ojca chłopak znosił to wszystko, nie czując jak nowe rysy pojawiają się na jego dziecięcej psychice.
Coś pękło w nim dopiero, gdy miał dwanaście lat. Dopiero wtedy. Dopiero wtedy po raz pierwszy postawił się kobiecie, dopiero wtedy wygarnął kolejnej jej nietrwałej miłości wszystko to, co myślał (i niekoniecznie myślał). Dopiero wtedy zaczął z nią intensywną walkę, wtedy już dosłownie o każdy, najdrobniejszy element ich życia.
Miała jednak przewagę, bo ona mogła go spoliczkować, a resztki szacunku do rodzicielki, jako tej, która go nie zostawiła, nie pozwalały mu oddać. Nie była to kwestia dobrego wychowania, bo też wychowania nie było żadnego. Aż w końcu jej oddał. O raz za wiele sobie pozwoliła, o raz za wiele nadużyła swojego przywileju. Puściły mu zszargane nerwy i wymierzył jej jeden cios, zderzając z impetem wierzch swojej dłoni o jej policzek.
Rozdzielił ich proces. Alarmowane już wielokrotnie przez sąsiadów służby społeczne w końcu przestały przesyłać listy, pełne „wyrazów zaniepokojenia”, a dokonały faktycznej interwencji, w efekcie której prawa rodzicielskie zostały kobiecie odebrane. Nie tylko przez zaniedbanie, jakiego się dopuszczała, ale przez wzgląd na jej stan psychiczny.
Od niechybnego spotkania z ośrodkiem adopcyjnym uchroniło go pojawienie się dziadków, rodziców ze strony matki. Jeden z pracowników służb skontaktował się z nimi chwilę wcześniej, przedstawiając całą sytuację. Jak się miało okazać – nawet nie wiedzieli, że ich córka w ogóle miała syna. To ona podobno pewnego dnia zerwała z nimi kontakt i wyjechała.
Kolejne zdarzenia były przytłaczające. Przeprowadzka na drugą stronę świata, do nowej kultury, do nowych zasad, nowego domu, w dodatku w towarzystwie zupełnie obcych ludzi, którzy nagle… zaczęli stawiać mu granice. Zaczęli od niego wymagać, zaczęli go wychowywać. Komuś tak najeżonemu wcześniejszymi przejściami i wcześniejszym brakiem jakiejkolwiek musztry to nie mogło się spodobać. Nie rozumiał nagłego rygoru, nie rozumiał zasad. Rozumiał tylko kolejne ograniczenia, które na niego nakładano i czytał to jako kolejną próbę przejęcia kontroli nad jego życiem. Jak kiedyś próbowała zrobić to jego matka. Kolejna próba zagnania go do ciemnego pomieszczenia, bo nie wpisywał się w oczekiwania drugiej strony. Nic zatem dziwnego, że efekt był inny, niż oczekiwano. Że stawiał się i sprawiał problemy, co niejednokrotnie doprowadziło do tego, że słyszał – choć myśleli pewnie, że wcale nie – jak planowano oddanie go do ośrodka, bo dwójka emerytów miała nie dać sobie rady.
Nie budowało to na pewno zaufania względem pary. I nie ocieplało ich stosunków.
W zasadzie: nie ułatwiało niczego.
Nie wiedzieć czemu zaufał w końcu jednej osobie, która niezłomnie próbowała do niego dotrzeć. Dyrektorka szkoły anglojęzycznej, do której uczęszczał i w której też niekoniecznie zachowywał się jak na porządnego obywatela przystało, w końcu nawiązała z nim nić porozumienia, gdy zaufała mu, jeśli chodziło o przyczynę jednej z bójek, której wszczęcie doprowadziło do ich kolejnego spotkania. Wysłuchała i okazała wsparcie, a to… Było coś nowego dla niego. W kimś miał sojusznika, w kimś miał oparcie. Ktoś w końcu chciał wysłuchać jego, a nie tylko narzucać mu kolejne ograniczenia czy zasady, niczego nie tłumacząc.
Należałoby przyznać kobiecie nagrodę za to, jak wyprowadziła Alistaira na… w miarę funkcjonującą w społeczeństwie osobę. Która pomogła mu skupić się na nim samym, a nie na walce z otoczeniem, która pomogła mu poznać samego siebie. Nauczyła go kontrolować emocje, choć nie udało jej się jednego. Wykrzesać z niego głębszej radości. Ale Wang przynajmniej mógł funkcjonować, nawet jeśli świadomie odcinał się od rówieśników, wybierając jednak bardziej kontrowersyjne grona przyjaciół.
Miał lat ledwie szesnaście, kiedy na jednym ze wspólnych wyjść, o których znów nie powiadomił prawnych opiekunów, w czasie imprezy w zwyczajnym barze karaoke zaczepił go ktoś i zachęcił do udziału w przesłuchaniu. Oczywiście, jak wymagała tego sytuacja i otoczenie, jakie miał, samą koncepcję, jak i jej autora głośno wyśmiał.
Ha-ha, bo przecież gdyby jakkolwiek pokazał, że sama oferta nieco go zainteresowała, to straciłby twarz w towarzystwie. Ha-ha, bo przecież k-pop jest dla ciot.
Ale z propozycji zamierzał skorzystać, choć w samym k-popie siedział tyle, co nic. Niemniej rzadko kiedy jakaś okazja przychodzi ci prosto pod nos z wizytówką.
Jego wokal został na przesłuchaniu opisany może nie w samych superlatywach, ale łatką „z ogromnym potencjałem”. Nigdy przecież też zanadto nie interesował się treningami wokalnymi, a śpiewał tyle, co na wyjściach. Ale to ponoć było do wyrobienia i było obiecujące według samego Hantune Entertainment. Podpisanie umowy w jego imieniu przez dziadków było również dla nich zbawieniem, bo w końcu mogli od niego odetchnąć. I nawet jeśli nie dawał im w kość jak na początku, to jednak tamten okres sprawił, że byli oni sceptycznie nastawieni. Oddanie go na możliwie kilkuletni okres treningu, wraz z miejscem zakwaterowania to dla emerytów było jak zbawienie.
Pierwsze miesiące okresu treningowego były burzliwe, bo to znów była lawina zasad, ograniczeń, a Alistair, choć już wyciszony, nigdy z nimi się nie polubił. I też nigdy nie oduczył się mówić głośno o czymś, co mu nie pasuje. Dziwna sympatia jednego z właścicieli i jego niezrozumiała wiara w potencjał chłopaka niejednokrotnie uratowała jego miejsce w gronie trainee.
Zadebiutował w roku 2012, w ośmioosobowej grupie Hantune Ent. XOXO, jako viusal i raper. Grupę przyjęto bardzo entuzjastycznie, na terenie Korei Południowej stała się popularna. Zespół opuścił osiem lat później. Stało się to nagle i niespodziewanie, tym bardziej, że XOXO znajdowało się akurat na szczycie. On wiedział już wcześniej, że tak będzie. Miał też nawet draft umowy przedstawiony przez ludzi Han Taewona, o którym miał nie wspominać. Mężczyzna oferował mu redebiut w nowej grupie, którą zamierzał wypromować niedługo po rozłamie.
Nie dotrzymał słowa. Nie milczał. Jeszcze przed rozłamem poszedł pod drzwi Han Naeshina, trzymając aktówkę z draftem, którą rzucił na biurko mężczyzny i jasno przedstawił, jaki jego (jeszcze wtedy) wspólnik ma plan i zapytał, czy ma mu coś ciekawszego do zaoferowania.
Miał. Na złość wspólnikowi Naeshin zwinął mu rozpoznawalnego wokalistę, którego wcześniej chciał przejąć dla swojej wytwórni Taewon, dając mu możliwość kariery idola – solisty na znacznie lepszych warunkach. Jeśli mówić o lojalności, to na pewno nie w jego przypadku. Nie w kwestii branży. Bo to właśnie Han Taewon był tym, który cały czas wierzył w młodego trainee i wybaczał mu uchybienia.
Bez większych skrupułów Wang wbił mu nóż w plecy, przechodząc pod banderę konkurencji, będąc jednym z pierwszych, jeśli nie pierwszym, solistą, którego wypuściło Fun Entertainment.
Jego mama była chora. Psychicznie. I nawet jeśli brzmi to ofensywnie w stosunku do osób z zaburzeniami, to taka była prawda. Ciężka, nieleczona depresja zrujnowała jednocześnie jej małżeństwo oraz dzieciństwo jej dziecka.
Pan Wang był na tyle mądry, by w końcu uciec. Szkoda tylko, że nie pomyślał, że miał jeszcze syna i nie czuł się za niego w żaden sposób odpowiedzialny.
Kapitulacja męża jeszcze bardziej zniszczyła kobietę. Po rozwlekającym się okresie rozpaczy, gdzie to jej sześciolatek musiał dbać o codzienne sprawy bieżące, jak wynoszenie śmieci czy utrzymywanie porządku, przyszedł etap, gdzie jego matka zaczęła się spotykać. Z absolutnie każdym. Zapewniała, że w każdym modelu, który pojawiał się w drzwiach, jest mocno zakochana. Jeśli był problem w nawiązaniu relacji na poziomie syn – nowa miłość, to zdaniem kobiety zawsze syn ponosił winę. I syn zasługiwał na karę. Niejednokrotnie na czas spotkania zamykała go w niewielkim pomieszczeniu, gdzie składowała wszelkie rzeczy do utrzymania porządku.
Porzucony już przez ojca chłopak znosił to wszystko, nie czując jak nowe rysy pojawiają się na jego dziecięcej psychice.
Coś pękło w nim dopiero, gdy miał dwanaście lat. Dopiero wtedy. Dopiero wtedy po raz pierwszy postawił się kobiecie, dopiero wtedy wygarnął kolejnej jej nietrwałej miłości wszystko to, co myślał (i niekoniecznie myślał). Dopiero wtedy zaczął z nią intensywną walkę, wtedy już dosłownie o każdy, najdrobniejszy element ich życia.
Miała jednak przewagę, bo ona mogła go spoliczkować, a resztki szacunku do rodzicielki, jako tej, która go nie zostawiła, nie pozwalały mu oddać. Nie była to kwestia dobrego wychowania, bo też wychowania nie było żadnego. Aż w końcu jej oddał. O raz za wiele sobie pozwoliła, o raz za wiele nadużyła swojego przywileju. Puściły mu zszargane nerwy i wymierzył jej jeden cios, zderzając z impetem wierzch swojej dłoni o jej policzek.
Rozdzielił ich proces. Alarmowane już wielokrotnie przez sąsiadów służby społeczne w końcu przestały przesyłać listy, pełne „wyrazów zaniepokojenia”, a dokonały faktycznej interwencji, w efekcie której prawa rodzicielskie zostały kobiecie odebrane. Nie tylko przez zaniedbanie, jakiego się dopuszczała, ale przez wzgląd na jej stan psychiczny.
Od niechybnego spotkania z ośrodkiem adopcyjnym uchroniło go pojawienie się dziadków, rodziców ze strony matki. Jeden z pracowników służb skontaktował się z nimi chwilę wcześniej, przedstawiając całą sytuację. Jak się miało okazać – nawet nie wiedzieli, że ich córka w ogóle miała syna. To ona podobno pewnego dnia zerwała z nimi kontakt i wyjechała.
Kolejne zdarzenia były przytłaczające. Przeprowadzka na drugą stronę świata, do nowej kultury, do nowych zasad, nowego domu, w dodatku w towarzystwie zupełnie obcych ludzi, którzy nagle… zaczęli stawiać mu granice. Zaczęli od niego wymagać, zaczęli go wychowywać. Komuś tak najeżonemu wcześniejszymi przejściami i wcześniejszym brakiem jakiejkolwiek musztry to nie mogło się spodobać. Nie rozumiał nagłego rygoru, nie rozumiał zasad. Rozumiał tylko kolejne ograniczenia, które na niego nakładano i czytał to jako kolejną próbę przejęcia kontroli nad jego życiem. Jak kiedyś próbowała zrobić to jego matka. Kolejna próba zagnania go do ciemnego pomieszczenia, bo nie wpisywał się w oczekiwania drugiej strony. Nic zatem dziwnego, że efekt był inny, niż oczekiwano. Że stawiał się i sprawiał problemy, co niejednokrotnie doprowadziło do tego, że słyszał – choć myśleli pewnie, że wcale nie – jak planowano oddanie go do ośrodka, bo dwójka emerytów miała nie dać sobie rady.
Nie budowało to na pewno zaufania względem pary. I nie ocieplało ich stosunków.
W zasadzie: nie ułatwiało niczego.
Nie wiedzieć czemu zaufał w końcu jednej osobie, która niezłomnie próbowała do niego dotrzeć. Dyrektorka szkoły anglojęzycznej, do której uczęszczał i w której też niekoniecznie zachowywał się jak na porządnego obywatela przystało, w końcu nawiązała z nim nić porozumienia, gdy zaufała mu, jeśli chodziło o przyczynę jednej z bójek, której wszczęcie doprowadziło do ich kolejnego spotkania. Wysłuchała i okazała wsparcie, a to… Było coś nowego dla niego. W kimś miał sojusznika, w kimś miał oparcie. Ktoś w końcu chciał wysłuchać jego, a nie tylko narzucać mu kolejne ograniczenia czy zasady, niczego nie tłumacząc.
Należałoby przyznać kobiecie nagrodę za to, jak wyprowadziła Alistaira na… w miarę funkcjonującą w społeczeństwie osobę. Która pomogła mu skupić się na nim samym, a nie na walce z otoczeniem, która pomogła mu poznać samego siebie. Nauczyła go kontrolować emocje, choć nie udało jej się jednego. Wykrzesać z niego głębszej radości. Ale Wang przynajmniej mógł funkcjonować, nawet jeśli świadomie odcinał się od rówieśników, wybierając jednak bardziej kontrowersyjne grona przyjaciół.
Miał lat ledwie szesnaście, kiedy na jednym ze wspólnych wyjść, o których znów nie powiadomił prawnych opiekunów, w czasie imprezy w zwyczajnym barze karaoke zaczepił go ktoś i zachęcił do udziału w przesłuchaniu. Oczywiście, jak wymagała tego sytuacja i otoczenie, jakie miał, samą koncepcję, jak i jej autora głośno wyśmiał.
Ha-ha, bo przecież gdyby jakkolwiek pokazał, że sama oferta nieco go zainteresowała, to straciłby twarz w towarzystwie. Ha-ha, bo przecież k-pop jest dla ciot.
Ale z propozycji zamierzał skorzystać, choć w samym k-popie siedział tyle, co nic. Niemniej rzadko kiedy jakaś okazja przychodzi ci prosto pod nos z wizytówką.
Jego wokal został na przesłuchaniu opisany może nie w samych superlatywach, ale łatką „z ogromnym potencjałem”. Nigdy przecież też zanadto nie interesował się treningami wokalnymi, a śpiewał tyle, co na wyjściach. Ale to ponoć było do wyrobienia i było obiecujące według samego Hantune Entertainment. Podpisanie umowy w jego imieniu przez dziadków było również dla nich zbawieniem, bo w końcu mogli od niego odetchnąć. I nawet jeśli nie dawał im w kość jak na początku, to jednak tamten okres sprawił, że byli oni sceptycznie nastawieni. Oddanie go na możliwie kilkuletni okres treningu, wraz z miejscem zakwaterowania to dla emerytów było jak zbawienie.
Pierwsze miesiące okresu treningowego były burzliwe, bo to znów była lawina zasad, ograniczeń, a Alistair, choć już wyciszony, nigdy z nimi się nie polubił. I też nigdy nie oduczył się mówić głośno o czymś, co mu nie pasuje. Dziwna sympatia jednego z właścicieli i jego niezrozumiała wiara w potencjał chłopaka niejednokrotnie uratowała jego miejsce w gronie trainee.
Zadebiutował w roku 2012, w ośmioosobowej grupie Hantune Ent. XOXO, jako viusal i raper. Grupę przyjęto bardzo entuzjastycznie, na terenie Korei Południowej stała się popularna. Zespół opuścił osiem lat później. Stało się to nagle i niespodziewanie, tym bardziej, że XOXO znajdowało się akurat na szczycie. On wiedział już wcześniej, że tak będzie. Miał też nawet draft umowy przedstawiony przez ludzi Han Taewona, o którym miał nie wspominać. Mężczyzna oferował mu redebiut w nowej grupie, którą zamierzał wypromować niedługo po rozłamie.
Nie dotrzymał słowa. Nie milczał. Jeszcze przed rozłamem poszedł pod drzwi Han Naeshina, trzymając aktówkę z draftem, którą rzucił na biurko mężczyzny i jasno przedstawił, jaki jego (jeszcze wtedy) wspólnik ma plan i zapytał, czy ma mu coś ciekawszego do zaoferowania.
Miał. Na złość wspólnikowi Naeshin zwinął mu rozpoznawalnego wokalistę, którego wcześniej chciał przejąć dla swojej wytwórni Taewon, dając mu możliwość kariery idola – solisty na znacznie lepszych warunkach. Jeśli mówić o lojalności, to na pewno nie w jego przypadku. Nie w kwestii branży. Bo to właśnie Han Taewon był tym, który cały czas wierzył w młodego trainee i wybaczał mu uchybienia.
Bez większych skrupułów Wang wbił mu nóż w plecy, przechodząc pod banderę konkurencji, będąc jednym z pierwszych, jeśli nie pierwszym, solistą, którego wypuściło Fun Entertainment.