zdjęcieinformacjebiografia
Blackwood Angelo
Biersack Andy


Skórzane ciuchy i ogółem taki bardziej rockowy styl; kolczyki i tatuaże; Batman; właściwie wszystkie zwierzęta, choć najbardziej jednak koty; rysowanie i malowanie; fotografia; kolor czarny i czerwony; uśmiech Myo.
Wszelkich używek, narkotyków, papierosów; nie obchodzą go zbytnio rzeczy materialne; nienawidzi mafii z całego serca, ale żeby się zemścić na mordercach jego bliskich — zmuszony został wstąpić w szeregi jednej z nich; wścibstwa; podrywania na siłę; brudu, syfu i pierdolnika; szparagów.
Blackwood Angelo
Raven
16/02/1999 r. — Los Angeles/USA
Amerykańskie
Tatuażysta/fotograf/mafia
Skin Canvas
Raven
16/02/1999 r. — Los Angeles/USA
Amerykańskie
Tatuażysta/fotograf/mafia
Skin Canvas
biografia
I just wanted to be a normal guy… but it wasn’t meant to be for me, because someone fully destroyed it and my entire life has completely changed.
Byłem normalnym, zwyczajnym miłym chłopakiem. Nie należałem do jakiejś cholernie bogatej rodziny, ale nigdy na nic nie brakowało, zresztą dla mnie rzeczy materialne zawsze znajdywały się na końcu tak zwanej listy. Ważniejsi byli ludzie najbliżsi mojemu sercu. Już od czasów nastoletnich przyjaźniłem się z dziewczyną o imieniu Juliet, z którą od samego początku rozumiałem się bez słów. Nawet nie wiedziałem kiedy, a zakochaliśmy się w sobie na zabój. Zaczęliśmy ze sobą chodzić i było nam razem bardzo dobrze. Pod koniec liceum zrobiliśmy sobie tatuaże z myślą o tym drugim! Normalnie nie widziałem świata poza nią. Do tego rodzina kochająca, tolerancyjna, akceptująca każdy mój wybór, a przede wszystkim wspierająca mnie na każdym kroku. Nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne! Poza tym, że uwielbiałem rysować i malować, miałem smykałkę do fotografii, zatem robiłem w wolnej chwili zdjęcia dosłownie wszystkiemu.
W późniejszym czasie, gdy już osiągnąłem odpowiedni wiek, postanowiłem wybrać się do szkoły wyższej, tutaj California Institute of the Arts. Oczywiście padło na kierunek związany z grafiką, abym mógł dalej rozwijać swoje talenty. Mój ojciec prowadził ogółem swój salon tatuażu, więc to właśnie tam miałem swoje pierwsze podrygi, mimo że wówczas jeszcze nie ukończyłem nauki. Pomagał mi się przy okazji rozwinąć, zresztą to pokazywało jednocześnie, w czyje ślady poszedłem. Powoli też się usamodzielniałem jakoś tak kiedy byłem już na drugim roku. Ba, nawet zamieszkałem razem z Juliet w dość skromnym, ale za to przytulnym mieszkanku. Któregoś pięknego dnia oświadczyłem się jej i powiedziała tak. Radości nie było końca! Nic nie wskazywało na to, by coś miało ten spokój i porządek zakłócić. Żyć nie umierać, prawda? Niestety moja bajka prędko przekształciła się w koszmar wyrwany z najgorszego horroru. Nie miałem pojęcia, że moja narzeczona zadarła nie z tymi ludźmi co trzeba... Gdyby mi tylko wcześniej powiedziała, coś byśmy temu zaradzili, a ja żyłem zbyt długo w niewiedzy. Musiała nie dość, że się naprawdę bać, to być zastraszaną na tyle, że milczała na ten temat...
Tego dnia nikt niczego się nie spodziewał. Miał to być normalny czas spędzony z całą rodziną zarówno moją jak i mojej ukochanej — w końcu to były Święta Bożego Narodzenia. Wszyscy byli punktualnie, poza mną... I tylko dlatego uniknąłem tak zwanej kosy. Wprawdzie nie spóźniłem się jakoś mocno jak to mam często w zwyczaju, ale wystarczająco, by przetrwać. Za to jakim kosztem... Już miałem wchodzić do środka domku, do którego zwykle na różne święta jeździliśmy. Wtem pierwsze co usłyszałem, to przerażające krzyki, padające strzały, huk tłuczonych przedmiotów... Kątem oka przemknęło mi kilka rosłych sylwetek, było ich tam od groma, groźnie wyglądali... Nie mogłem absolutnie nic zrobić. Cały się trząsłem, strach mnie sparaliżował... Resztkami sił ukryłem się tak, by mnie nikt nie zauważył. Ledwo byłem w stanie to zrobić... Nie wiem ile godzin przesiedziałem w jednej i tej samej pozycji, ale jak się uspokoiło, uciekłem stamtąd. Gdybym miał oglądać moich bliskich w tak strasznym stanie, na pewno z miejsca straciłbym przytomność, nie dałbym rady tego widoku zdzierżyć... I choć nie wiedziałem, co robić, obiecałem sobie, że pomszczę ich wszystkich, nieważne ile wyrzeczeń będzie mnie to kosztowało. Zostałem niemalże zupełnie sam jak palec. Musiałem przymusowo wyprowadzić się z aktualnego mieszkania, co było oczywiste. To samo tyczyło się miejsca pracy... W każdym razie dobrze, że miałem jeszcze moją przyjaciółkę z dzieciństwa Majkę, a także kumpli, którzy pomogli mi to wszystko w miarę ogarnąć. Całe szczęście, że przynajmniej oni nie zostali tknięci przez tych kurewsko niebezpiecznych ludzi, inaczej byłbym biedny. Jeden z nich był hakerem i to dzięki niemu poznałem więcej szczegółów dotyczących tego, czemu padło akurat na nas… To była jakaś jedna z gorszych i groźniejszych mafii w Los Angeles. Po prostu zajebiście pomyślałem. Ponadto jak się okazuje ja również miałem zginąć w tej makabrze. Niestety musiałem też zmienić całkowicie swoją tożsamość (teraz jestem Angelo Blackwood) i tak trochę się ukrywać, by samemu nie skończyć dokładnie w taki sam sposób. Znienawidziłem tych skurwysynów z całego serca i nie mogłem tego tak zostawić. Żeby mieć z nimi jakiekolwiek szanse, musiałem nauczyć się bić, nieco nabrać formy, która nie oszukujmy się w tamtym momencie wzywała o pomstę do nieba. Dlatego zacząłem chodzić na zajęcia z różnych dziedzin sportowych, zwłaszcza sztuk walki. Chcąc nie chcąc postanowiłem dołączyć do innej mafii, takiej mniejszej, ale uznałem to za najrozsądniejszy pomysł. Co innego miałem do roboty...? Tak przynajmniej mogłem dowiedzieć się, jak to wszystko działa od środka, co się dokładnie robi. Nakładałem na twarz miliony masek, byle nie zdradzić swojej wrażliwej i delikatnej natury. Gardziłem tym jak nie wiem, lecz nie miałem innego wyjścia. Starałem się jednocześnie w tym wszystkim nie stracić samego siebie, ponieważ nie chciałem, by przez tę decyzję pochłonął mnie całkowicie mrok… To do mnie kompletnie nie pasowało. To w dalszym ciągu jest dla mnie nowe, świeże, uczę się tego, ale nie spocznę, dopóki nie zajebię tych drani! Czując się w miarę na siłach, zacząłem powoli śledzić ich ruchy, a przede wszystkim gdzie się znajdują. Dowiedziałem się, że wybyli gdzieś do Korei Południowej, a po co... Cholera ich wie. W związku z tym spakowałem wszystkie swoje manatki i podążyłem za ich śladem w towarzystwie moich przyjaciół, bo bez nich sobie tej podróży nie wyobrażałem. Tak oto skończyłem w tym pięknym moim zdaniem kraju...
A new beginning...?
Nie ukrywam, motałem się jak jasna cholera. Pierw zaprowadziło mnie to do Iwon-Myeon, ale średnio szły mi te poszukiwania. Uznałem, że chociaż na chwilę przystopuję, skupię się na czymś przyjemniejszym, bo ile można kierować się samą zemstą i lecieć na pełnej kurwie...? Poza tym chciałem też ułożyć sobie swoje własne życie, mimo bólu, jaki nosiłem w swoim sercu. Mimo wszystko miałem trochę więcej pieniędzy na koncie, niż wcześniej, więc mogłem równie dobrze zatrzymać się tutaj na dłużej, a może i zamieszkać? I tak w LA nie było już dla mnie miejsca... Wynająłem na jakiś czas jakieś zwykłe mieszkanko, bo też nie potrzebowałem nie wiadomo czego. Rozglądałem się za jakimś studio tatuażu, by móc kontynuować swoją pasję, którą na jakiś czas zmuszony byłem odłożyć na bok. Udało mi się jakoś zdobyć tę robotę, starając się chociaż trochę żyć tak zwanym „normalnym” życiem. Oczywiście nie mogłem zrobić sobie przerwy od półświatka, ale to zawsze coś, prawda...? W pracy też poznałem kolejną dziewczynę, w której się zabujałem, choć nie okazywałem tego od razu. Bałem się wejść w kolejny związek po tym, co mi się przytrafiło. Jednak ostatecznie zaryzykowałem, choć jednocześnie szybko tego pożałowałem… Ale wszystko po kolei. Niby wydawało się, że wszystko jest dobrze, a tak nie było, lecz ja tego nie zauważałem. A może nie chciałem...? Raczej tak. Jak się też okazało, brat faceta Majki był nauczycielem muzyki w pobliskiej muzycznej uczelni i to cholernie dobrym, a na dokładkę sam komponował genialną muzykę i grał na skrzypcach. Akurat był prowadzony tam konkurs muzyczny, o którym dowiedziałem się zarówno właśnie od mojej przyjaciółki, jak i od mojej nowej dziewczyny, która zaraz potem wyskoczyła z tą samą propozycją, gdyż miała być jedną z uczestniczek. Poprosiła mnie, bym z nią tam poszedł i ją wspierał w jej występie. Czyli miałem dwa powody, by ruszyć tam swój tyłek. No to poszedłem. Wtedy to pierwszy raz usłyszałem o jakże młodym utalentowanym chłopaku, który aspirował na skrzypka i też brał udział. Z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu to nie na niej moja uwaga była skupiona, a właśnie na nim. Dowiedziałem się, że ma na imię Myo. Sam nie mam pojęcia, co się ze mną działo, ale coś ewidentnie mnie do niego ciągnęło, wpatrywałem się w niego jak zahipnotyzowany! Robiłem mu zdjęcia siedząc z boku, trochę filmowałem, bo chciałem mieć jakąś pamiątkę! Grał tak niesamowicie, zdecydowanie lepiej, niż moja partnerka. Poza tym to on wygrał pierwsze miejsce, a ona drugie. I wcale się nie dziwię! Ona chyba się zorientowała, iż coś jest nie tak, więc kiedy przedstawienie dobiegło końca zrobiła mi karczemną awanturę. Że jak to tak mogłem ją ignorować, skoro miałem jej dopingować, a nie komuś innemu?! Wyszła z niej chorobliwa zazdrośnica. Nic nie mogłem poradzić na to, że ten chłopak miał lepsze umiejętności gry na skrzypcach niż ona i to jego gra mnie bardziej urzekła i oczarowała... Gdy dodatkowo wyrwała mi aparat z rąk i zobaczyła, że to nie jej cykałem fotki i nie ją filmowałem... Strzeliła focha i zaczęła dalej na mnie krzyczeć, lecz momentalnie się wyłączyłem i przestałem jej słuchać. Miałem dość, musiałem ochłonąć i pobyć sam... Pobiegłem gdzieś przed siebie, nie patrząc na drogę. I wtedy na niego przypadkowo wpadłem... Chciałem iść do kibla, a niechcący znalazłem się przed przebieralnią, ale kij z tym! Myślałem, iż skorzystam z okazji i uda mi się skomentować jego talent. Nie było mi to dane, ponieważ tak szybko pędził, że nawet nie zdążyłem go zatrzymać. Za to dosłownie przez kilka sekund nasze spojrzenia się ze sobą zetknęły. I wtedy poczułem coś niewytłumaczalnego, zaś moje serce z jakiegoś powodu zabiło szybciej. Może nie trwało to zbyt długo i nijak nie pogadaliśmy, aczkolwiek ten krótki moment wbił mi się w pamięć tak mocno, że nie mogłem przestać myśleć o tym uroczym chłopaku. Dobrze, że chociaż znałem jego imię...
Oczywiście laska ze mną zerwała jak tylko dorwała mnie na nowo. Jeśli miałaby mi odwalać takie cyrki, to ja dziękuję bardzo i tak nie czułem, by to było TO... Zresztą prawdopodobnie miała w tym jakieś ukryte cele, bo nie patrzyła nigdy na to, co mam w środku, bardziej na mój portfel i ładną buźkę. Taa… Mniejsza z nią. Walić tę sukę.
Musiałem znów zmienić lokację i przeniosłem się do Seulu, by nie musieć patrzeć na tę raszplę nigdy więcej, w końcu też pracowaliśmy w tym samym miejscu, co także odpadało. Jak już się w miarę zaaklimatyzowałem, wylądowałem w studio tatuażu o nazwie Skin Canvas. Liczyłem na to, że tutaj już naprawdę zagrzeję na dłużej, bo miałem dość tego skakania z miejsca na miejsce... W międzyczasie nieustająco miałem w głowie Myo. Nie chciałem też wyjść na jakiegoś pieprzonego stalkera, jedynie szukałem informacji na jego temat i rozmyślałem, jak mógłbym do niego zagadać, by tego nie spierdolić. Dowiedziałem się, że zbliżał się taki wielki konkurs, światowy muzyków, na który on się również wybierał. Pomyślałem — dobra, pojadę tam! Po dotarciu na miejsce nigdzie go nie widziałem… Nie pojawił się i to zapaliło nad moją głową czerwoną lampkę. To właśnie Majka opowiedziała mi, że miał wypadek... Którego sprawcą był taki jeden chuj, który miał czelność być jego facetem i to przez niego stracił wzrok! To niedopuszczalne. Och jakże go znienawidziłem. Tak samo jak nienawidzę tych skurwysynów, którzy odebrali mi to, co było dla mnie najcenniejsze… Nie wiedziałem początkowo co mam robić, ale wraz z Majką postanowiliśmy coś razem w tej kwestii wskórać. Nie zostawiłbym tego tak! Zwłaszcza że chłopak ten już od samego początku skradł moje serce, tylko ja nie byłem tego wówczas kompletnie świadomy... W każdym razie Majka swoje wyczuwała i tym bardziej chciała mi w tym wszystkim pomóc. To ona zdobyła namiary do przyjaciółki Myo, która to przyprowadziła nas do szpitala, w którym on leżał. Po tym, co od niej usłyszałem z większymi detalami, zwłaszcza o tym, że próbował odebrać sobie życie, aż mnie zamroziło. Aczkolwiek nie zdziwił mnie ten stan, w jakim się znalazł, w końcu ukochana osoba go tak zawiodła i tak skrzywdziła... Początkowo po tym, jak z impetem wbiłem do jego sali usiłowałem z nim na spokojnie porozmawiać, co zakończyło się fiaskiem. A kiedy zaczął już przeginać, mówiąc dosłownie kilka słów za dużo, srogo go opierdoliłem, a następnie rozmachnąłem się i trzepnąłem go siarczyście z liścia w policzek, by ten się opamiętał. Został po tym uderzeniu aż wyrazisty czerwony ślad i zapewne bolało. Ale miało boleć! Ostatecznie objąłem go ramionami i przytuliłem do siebie. W moim odczuciu był taki cholernie kruchy i delikatny. Zacząłem go uspokajać i kojąco gładzić po plecach. Moje działania okazały się być skuteczne, bo po chwili chłopak wreszcie wszystko z siebie wyrzucił, co tam się w nim skumulowało. Tak, o to chodziło! To oczywiste, że nic z tego, co uważał za swoją winę nią nie było, a tego jebanego dupka Sana. Jego też kiedyś dorwę, niech ma się na baczności! To karygodne, jak bardzo skrzywdził taką dobrą i kochaną istotkę… Nie popuszczę mu tego. Otarłem jego łzy, a potem odwiedzałem go niemalże codziennie. Nie jest mi z tym dobrze, ale musiałem go w niektórych kwestiach okłamać. Przecież nie powiem mu, że pracuję dla jednej z grup przestępczych, czyż nie? Miałem też coraz więcej zleceń w salonie, a skoro byłem kolejny raz nowy musiałem się bardziej wykazać, więc miałem lekkie urwanie głowy. Z tego powodu nasz kontakt w tym czasie był głównie przez internet.
Ale jak już się wszystko w miarę ustabilizowało, mogłem zacząć bardziej działać. Poszukałem informacji odnośnie tego, jak przygotować się do bycia opiekunem dla osób niewidomych, by łatwiej było mi się obchodzić z tym słodziakiem, a przede wszystkim, bym to ja mógł się nim prawnie zajmować, nikt inny. Zaczęło mi zależeć na tym chłopaku i starałem się zrobić wszystko, aby go wesprzeć w każdym możliwym znaczeniu tego słowa. Z każdym dniem nasza relacja się rozwijała, a ja czułem takie dziwne ciepło tam w środku, czego nadal nie potrafię jednoznacznie określić, ale lubię to czuć. Żeby Myo nie musiał siedzieć w mieście, z którym wiązało się tyle przykrych wspomnień, wcielałem pewien plan w życie. Miałem jednocześnie kontakt z jego mamą, która działała w Iwon-Myeon. Zacząłem od remontu mojego mieszkania, aby odpowiednio je przystosować do jego obecnego stanu i by było mu u mnie bezpiecznie. Każde zarobione pieniądze przeznaczałem zarówno na to, jak i odkładałem na bilet dla chłopaka, by ten mógł do mnie przyjechać. Zależało mi na tym, by mógł wypocząć, odciążyć umysł od tych wszystkich negatywnych rzeczy. Udało się. Jego mama dopięła wszelkich formalności, a ja czekałem na niego na przystanku autobusowym, z którego naturalnie go odebrałem. Na jego widok po raz kolejny moje serce zabiło mocniej, poczułem tak zwane motylki w brzuchu, ale nadal nie ogarniałem, co się tak właściwie ze mną dzieje i czemu tak na niego intensywnie reaguję... Jednak nie chciałem go zranić, zwłaszcza że przeszedł tak wiele, a sam nie byłem pewien, czy jestem gotowy na jakikolwiek związek po tym, co mnie spotkało...
Nie przeszkadzała mi nawet jego potworna upartość i to kiedy notorycznie chciał robić wszystko sam, mimo ciągłego obijania się o meble, krzyczenia i płaczu. Momentami nie miałem bladego pojęcia jak się z nim obchodzić, dlatego specjalnie zacząłem chodzić na dodatkowe szkolenia z opieki nad osobami pokroju Myo, by móc go jeszcze lepiej zrozumieć. Szczególnie po tym jak zwiał przed badaniem lekarskim, a potem się gdzieś ten Łebek jeden zgubił. Ile się go wtedy naszukałem to moje! Mały cwaniaczek z niego, nie ma to tamto. Najważniejsze, że mi w pełni zaufał i teraz możemy spokojnie nazywać siebie przyjaciółmi.
Pewnego razu Myo podpytał mnie o zdjęcia. Początkowo byłem negatywnie do tego nastawiony, ale kiedy zaczął mnie namawiać, by do tego wrócić, mimo że nie bardzo miałem ochotę zwyczajnie nie potrafiłem mu odmówić. Totalnie zmiękłem. To niestety tamta sytuacja z moją byłą trochę mi obrzydziła fotografowanie, ale pomyślałem dobra, to będzie fajna opcja, jak będzie mi robił za modela, zwłaszcza że wręcz kochałem robić jemu zdjęcia! Podjęliśmy wspólną decyzję i finalnie założyłem mu nawet profil na Instagramie o nazwie „Sweetheart”, który postanowiliśmy prowadzić razem.
Dokąd nas to zaprowadzi…? Zobaczymy!
Ciekawostki † Zwykle to on patrzy na innych z góry — te sto dziewięćdziesiąt trzy centymetry wzrostu swoje robią!
† Całe jego ciało jest pokryte rozmaitymi tatuażami — głównie szyja, oba ramiona, trochę ma też na plecach, bokach i klatce piersiowej. Kiedy zrobił sobie pierwszą dziarę, którą było serce z trupią czaszką na lewej ręce miał wówczas szesnaście lat. Od tamtego czasu jak już zaczął, nie mógł przestać i tak trochę się od nich uzależnił. Ma również pamiątkę po byłej ukochanej — jej imię „Juliet” na prawym ramieniu i ksywkę na lewej dłoni „Dragonfly, z którą myślał, iż będzie już na zawsze, a tu niestety tak brutalnie mu ją odebrano...
† Ma kolczyki w uszach, a także i nosie. Kiedyś miał też kolczyk w dolnej wardze, jednak od jakiegoś czasu już go nie nosi, przez co pozostała po nim taka drobna dziurka na skórze.
† Jego mama była Polką, a co za tym idzie ma korzenie polskie. Wprawdzie tam nie mieszkał, bowiem kobieta dawno przeprowadziła się do LA i żyła w nim ze swoim mężem, tak od czasu do czasu z czystej ciekawości odwiedzał ten kraj. Nie ma może jakiegoś wrodzonego talentu do języków, ale dzięki temu poduczył się polskiego i teraz umie całkiem biegle się nim posługiwać. Z angielskim miał styczność od małego, więc z nim czuje się najlepiej. Trochę też zaczął uczyć się koreańskiego, choć ten mu oporniej idzie, ale dzielnie i pilnie zakuwa! Po pierwsze, jednak łatwiej będzie mu się poruszać po Korei, a drugie... choć nie jest tego do końca świadomy, z powstałych do Myo uczuć, robi to specjalnie dla niego, by jeszcze łatwiej było im się ze sobą porozumiewać.
† Lubi gotować polskie potrawy, co podłapał głównie od swojej mamy. Niemniej znajdując się w Korei ma trochę utrudnione zadanie, więc jak nie znajdzie polskich produktów w supermarketach, to zawsze pozostaje zamawianie braków przez internet!
† Totalnie artystyczna z niego dusza. Potrafi pięknie rysować i malować różne rzeczy — dzięki temu może się wyluzować i nie myśleć o jakichkolwiek problemach, czy przeciwnościach losu. Co za tym idzie spod jego ręki powstawały liczne projekty na tatuaże, które wychodziły mu naprawdę nieźle. Nauczył się dziarać, by jednak jakieś doświadczenie w tym mieć i móc sprawnie rozwijać swoje umiejętności i pasję.
† Kocha również muzykę, choć jego zdaniem nie ma absolutnie żadnego talentu jeśli chodzi o gry na instrumentach, czy śpiew. To drugie zdarza mu się jedynie pod prysznicem. Głosu złego też w sumie nie ma; przynajmniej nie fałszuje, ale wokalista z niego raczej żaden! Kiedy czymś zirytuje Myo, ten robi sobie wówczas z niego niewybredne żarciki, bo już nie raz i nie dwa mógł usłyszeć go w akcji, jak ten się zapomniał i coś zawył gdy się mył.
† Od małego ma obsesję na punkcie pewnego superbohatera z uniwersum DC. Chodzi rzecz jasna o Batmana, z którym się najbardziej utożsamił i zawsze go podziwiał. Zrobił sobie też kilka tatuaży związanych z tą konkretną serią. Oprócz tego posiada całą kolekcję komiksów, filmów, seriali i innych gadżetów, które dotyczą Mrocznego Rycerza z Gotham.
† Jak się nakręci, sporo nawija i nie może skończyć. W efekcie czego bywa, iż wcina się komuś w zdanie. Nie da się ukryć... że zdarza mu się zrobić to specjalnie, jak go ktoś zirytuje.
† Może to głupie, ale jest uczulony na marihuanę. Nie może jej jarać, bo wtedy robi mu się niedobrze i wymiotuje.
† Nie wolno dotykać jego bujnej czupryny, dostaje wtedy furii! Taki tam jego czuły punkt. Pozwala na to jedynie najbliższym i osobie, którą szczerze pokocha.
† Uprawia przeróżne sporty, co za tym idzie jest wysportowany, mimo że tego po nim jakoś bardzo nie widać i w razie co dzięki lepszej kondycji fizycznej umiałby sobie poradzić w jakiejś kryzysowej sytuacji i na pewno ot tak nie dałby sobie spuścić łomotu. Poza tym to był konieczny wymóg do tego, by w odpowiednim momencie móc dokonać swojej zemsty i dopaść znienawidzoną grupę ludzi, która jest odpowiedzialna za wybicie najbliższych jego sercu osób. W końcu jakieś szanse fizyczne w przyszłościowym starciu też musi mieć, nie?
† Ma akrofobię. Mówiąc jaśniej jest to lęk wysokości. Gdy patrzy z ogromnej odległości sięgającej co najmniej kilka metrów w dół, od razu robi mu się niedobrze i jest o krok od stracenia przytomności, a on sam momentalnie zastyga, jakby ktoś go zamroził.
† Niesamowicie spóźnialski. Kiedy trzeba, potrafi się spiąć i dotrzeć na umówione miejsce o odpowiedniej porze, jednak zazwyczaj zjawia się dwie godziny po czasie.
† Jego samochód jest jedynym środkiem transportu, do którego wejdzie Myo. Inne są passe!
† Jak dotąd preferował przedstawicielki płci pięknej. Jednak kiedy zobaczył Myo, coś się w nim ruszyło już wtedy i sam nie rozumiał, dlaczego tak, skąd się to wzięło? Dlatego uczy się samego siebie i tego, jaką tak naprawdę ma orientację, gdyż chwilowo jest dla niego dość zagadkowa. Jedno jest pewne — zdecydowanie zakwestionował swoją heteroseksualność, a co będzie dalej, czas pokaże!
† Ma puchatego pomarańczowego kota rasy Maine Coon o imieniu Spark, który bardzo polubił Myo, wręcz za nim często łazi, a także podczas jego nieobecności go pilnuje. Kiedy ten jest głodny, dosadnie daje o tym jasno do zrozumienia lokatorom, waląc głośno łapką w miskę!
† Jest prawnym opiekunem Myo, ale też jego przyjacielem. Nie wspominając już o tym, że im lepiej go poznawał, tym to bliżej nieokreślone dla niego uczucie zaczynało nabierać na sile. Ale czy to tak w ogóle wypada, w końcu to wciąż jego podopieczny! Lecz nic nie poradzi na to, iż coraz bardziej do niego dociera, że on po prostu się w nim zakochał, ale jak na razie się do tego jeszcze nie przyznał przez masę obaw i wątpliwości. Nie chciałby też popsuć ich relacji, a trochę się boi, że takim wyznaniem mógłby. Poza tym sam tak naprawdę odkrywa te nowe powstałe w nim uczucia i się przez to trochę gubi. W każdym razie pomaga mu we wszystkim, w czym on sobie słabo radzi, daje tyle wsparcia, ile może. Zajmuje się głównie sprawami związanymi z jego leczeniem i innymi potrzebnymi dokumentami. Jakoś łatwiej mu zasypiać, kiedy się do niego przytula, gdyż jego obecność to lekarstwo na wszystko!
Byłem normalnym, zwyczajnym miłym chłopakiem. Nie należałem do jakiejś cholernie bogatej rodziny, ale nigdy na nic nie brakowało, zresztą dla mnie rzeczy materialne zawsze znajdywały się na końcu tak zwanej listy. Ważniejsi byli ludzie najbliżsi mojemu sercu. Już od czasów nastoletnich przyjaźniłem się z dziewczyną o imieniu Juliet, z którą od samego początku rozumiałem się bez słów. Nawet nie wiedziałem kiedy, a zakochaliśmy się w sobie na zabój. Zaczęliśmy ze sobą chodzić i było nam razem bardzo dobrze. Pod koniec liceum zrobiliśmy sobie tatuaże z myślą o tym drugim! Normalnie nie widziałem świata poza nią. Do tego rodzina kochająca, tolerancyjna, akceptująca każdy mój wybór, a przede wszystkim wspierająca mnie na każdym kroku. Nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne! Poza tym, że uwielbiałem rysować i malować, miałem smykałkę do fotografii, zatem robiłem w wolnej chwili zdjęcia dosłownie wszystkiemu.
W późniejszym czasie, gdy już osiągnąłem odpowiedni wiek, postanowiłem wybrać się do szkoły wyższej, tutaj California Institute of the Arts. Oczywiście padło na kierunek związany z grafiką, abym mógł dalej rozwijać swoje talenty. Mój ojciec prowadził ogółem swój salon tatuażu, więc to właśnie tam miałem swoje pierwsze podrygi, mimo że wówczas jeszcze nie ukończyłem nauki. Pomagał mi się przy okazji rozwinąć, zresztą to pokazywało jednocześnie, w czyje ślady poszedłem. Powoli też się usamodzielniałem jakoś tak kiedy byłem już na drugim roku. Ba, nawet zamieszkałem razem z Juliet w dość skromnym, ale za to przytulnym mieszkanku. Któregoś pięknego dnia oświadczyłem się jej i powiedziała tak. Radości nie było końca! Nic nie wskazywało na to, by coś miało ten spokój i porządek zakłócić. Żyć nie umierać, prawda? Niestety moja bajka prędko przekształciła się w koszmar wyrwany z najgorszego horroru. Nie miałem pojęcia, że moja narzeczona zadarła nie z tymi ludźmi co trzeba... Gdyby mi tylko wcześniej powiedziała, coś byśmy temu zaradzili, a ja żyłem zbyt długo w niewiedzy. Musiała nie dość, że się naprawdę bać, to być zastraszaną na tyle, że milczała na ten temat...
Tego dnia nikt niczego się nie spodziewał. Miał to być normalny czas spędzony z całą rodziną zarówno moją jak i mojej ukochanej — w końcu to były Święta Bożego Narodzenia. Wszyscy byli punktualnie, poza mną... I tylko dlatego uniknąłem tak zwanej kosy. Wprawdzie nie spóźniłem się jakoś mocno jak to mam często w zwyczaju, ale wystarczająco, by przetrwać. Za to jakim kosztem... Już miałem wchodzić do środka domku, do którego zwykle na różne święta jeździliśmy. Wtem pierwsze co usłyszałem, to przerażające krzyki, padające strzały, huk tłuczonych przedmiotów... Kątem oka przemknęło mi kilka rosłych sylwetek, było ich tam od groma, groźnie wyglądali... Nie mogłem absolutnie nic zrobić. Cały się trząsłem, strach mnie sparaliżował... Resztkami sił ukryłem się tak, by mnie nikt nie zauważył. Ledwo byłem w stanie to zrobić... Nie wiem ile godzin przesiedziałem w jednej i tej samej pozycji, ale jak się uspokoiło, uciekłem stamtąd. Gdybym miał oglądać moich bliskich w tak strasznym stanie, na pewno z miejsca straciłbym przytomność, nie dałbym rady tego widoku zdzierżyć... I choć nie wiedziałem, co robić, obiecałem sobie, że pomszczę ich wszystkich, nieważne ile wyrzeczeń będzie mnie to kosztowało. Zostałem niemalże zupełnie sam jak palec. Musiałem przymusowo wyprowadzić się z aktualnego mieszkania, co było oczywiste. To samo tyczyło się miejsca pracy... W każdym razie dobrze, że miałem jeszcze moją przyjaciółkę z dzieciństwa Majkę, a także kumpli, którzy pomogli mi to wszystko w miarę ogarnąć. Całe szczęście, że przynajmniej oni nie zostali tknięci przez tych kurewsko niebezpiecznych ludzi, inaczej byłbym biedny. Jeden z nich był hakerem i to dzięki niemu poznałem więcej szczegółów dotyczących tego, czemu padło akurat na nas… To była jakaś jedna z gorszych i groźniejszych mafii w Los Angeles. Po prostu zajebiście pomyślałem. Ponadto jak się okazuje ja również miałem zginąć w tej makabrze. Niestety musiałem też zmienić całkowicie swoją tożsamość (teraz jestem Angelo Blackwood) i tak trochę się ukrywać, by samemu nie skończyć dokładnie w taki sam sposób. Znienawidziłem tych skurwysynów z całego serca i nie mogłem tego tak zostawić. Żeby mieć z nimi jakiekolwiek szanse, musiałem nauczyć się bić, nieco nabrać formy, która nie oszukujmy się w tamtym momencie wzywała o pomstę do nieba. Dlatego zacząłem chodzić na zajęcia z różnych dziedzin sportowych, zwłaszcza sztuk walki. Chcąc nie chcąc postanowiłem dołączyć do innej mafii, takiej mniejszej, ale uznałem to za najrozsądniejszy pomysł. Co innego miałem do roboty...? Tak przynajmniej mogłem dowiedzieć się, jak to wszystko działa od środka, co się dokładnie robi. Nakładałem na twarz miliony masek, byle nie zdradzić swojej wrażliwej i delikatnej natury. Gardziłem tym jak nie wiem, lecz nie miałem innego wyjścia. Starałem się jednocześnie w tym wszystkim nie stracić samego siebie, ponieważ nie chciałem, by przez tę decyzję pochłonął mnie całkowicie mrok… To do mnie kompletnie nie pasowało. To w dalszym ciągu jest dla mnie nowe, świeże, uczę się tego, ale nie spocznę, dopóki nie zajebię tych drani! Czując się w miarę na siłach, zacząłem powoli śledzić ich ruchy, a przede wszystkim gdzie się znajdują. Dowiedziałem się, że wybyli gdzieś do Korei Południowej, a po co... Cholera ich wie. W związku z tym spakowałem wszystkie swoje manatki i podążyłem za ich śladem w towarzystwie moich przyjaciół, bo bez nich sobie tej podróży nie wyobrażałem. Tak oto skończyłem w tym pięknym moim zdaniem kraju...
A new beginning...?
Nie ukrywam, motałem się jak jasna cholera. Pierw zaprowadziło mnie to do Iwon-Myeon, ale średnio szły mi te poszukiwania. Uznałem, że chociaż na chwilę przystopuję, skupię się na czymś przyjemniejszym, bo ile można kierować się samą zemstą i lecieć na pełnej kurwie...? Poza tym chciałem też ułożyć sobie swoje własne życie, mimo bólu, jaki nosiłem w swoim sercu. Mimo wszystko miałem trochę więcej pieniędzy na koncie, niż wcześniej, więc mogłem równie dobrze zatrzymać się tutaj na dłużej, a może i zamieszkać? I tak w LA nie było już dla mnie miejsca... Wynająłem na jakiś czas jakieś zwykłe mieszkanko, bo też nie potrzebowałem nie wiadomo czego. Rozglądałem się za jakimś studio tatuażu, by móc kontynuować swoją pasję, którą na jakiś czas zmuszony byłem odłożyć na bok. Udało mi się jakoś zdobyć tę robotę, starając się chociaż trochę żyć tak zwanym „normalnym” życiem. Oczywiście nie mogłem zrobić sobie przerwy od półświatka, ale to zawsze coś, prawda...? W pracy też poznałem kolejną dziewczynę, w której się zabujałem, choć nie okazywałem tego od razu. Bałem się wejść w kolejny związek po tym, co mi się przytrafiło. Jednak ostatecznie zaryzykowałem, choć jednocześnie szybko tego pożałowałem… Ale wszystko po kolei. Niby wydawało się, że wszystko jest dobrze, a tak nie było, lecz ja tego nie zauważałem. A może nie chciałem...? Raczej tak. Jak się też okazało, brat faceta Majki był nauczycielem muzyki w pobliskiej muzycznej uczelni i to cholernie dobrym, a na dokładkę sam komponował genialną muzykę i grał na skrzypcach. Akurat był prowadzony tam konkurs muzyczny, o którym dowiedziałem się zarówno właśnie od mojej przyjaciółki, jak i od mojej nowej dziewczyny, która zaraz potem wyskoczyła z tą samą propozycją, gdyż miała być jedną z uczestniczek. Poprosiła mnie, bym z nią tam poszedł i ją wspierał w jej występie. Czyli miałem dwa powody, by ruszyć tam swój tyłek. No to poszedłem. Wtedy to pierwszy raz usłyszałem o jakże młodym utalentowanym chłopaku, który aspirował na skrzypka i też brał udział. Z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu to nie na niej moja uwaga była skupiona, a właśnie na nim. Dowiedziałem się, że ma na imię Myo. Sam nie mam pojęcia, co się ze mną działo, ale coś ewidentnie mnie do niego ciągnęło, wpatrywałem się w niego jak zahipnotyzowany! Robiłem mu zdjęcia siedząc z boku, trochę filmowałem, bo chciałem mieć jakąś pamiątkę! Grał tak niesamowicie, zdecydowanie lepiej, niż moja partnerka. Poza tym to on wygrał pierwsze miejsce, a ona drugie. I wcale się nie dziwię! Ona chyba się zorientowała, iż coś jest nie tak, więc kiedy przedstawienie dobiegło końca zrobiła mi karczemną awanturę. Że jak to tak mogłem ją ignorować, skoro miałem jej dopingować, a nie komuś innemu?! Wyszła z niej chorobliwa zazdrośnica. Nic nie mogłem poradzić na to, że ten chłopak miał lepsze umiejętności gry na skrzypcach niż ona i to jego gra mnie bardziej urzekła i oczarowała... Gdy dodatkowo wyrwała mi aparat z rąk i zobaczyła, że to nie jej cykałem fotki i nie ją filmowałem... Strzeliła focha i zaczęła dalej na mnie krzyczeć, lecz momentalnie się wyłączyłem i przestałem jej słuchać. Miałem dość, musiałem ochłonąć i pobyć sam... Pobiegłem gdzieś przed siebie, nie patrząc na drogę. I wtedy na niego przypadkowo wpadłem... Chciałem iść do kibla, a niechcący znalazłem się przed przebieralnią, ale kij z tym! Myślałem, iż skorzystam z okazji i uda mi się skomentować jego talent. Nie było mi to dane, ponieważ tak szybko pędził, że nawet nie zdążyłem go zatrzymać. Za to dosłownie przez kilka sekund nasze spojrzenia się ze sobą zetknęły. I wtedy poczułem coś niewytłumaczalnego, zaś moje serce z jakiegoś powodu zabiło szybciej. Może nie trwało to zbyt długo i nijak nie pogadaliśmy, aczkolwiek ten krótki moment wbił mi się w pamięć tak mocno, że nie mogłem przestać myśleć o tym uroczym chłopaku. Dobrze, że chociaż znałem jego imię...
Oczywiście laska ze mną zerwała jak tylko dorwała mnie na nowo. Jeśli miałaby mi odwalać takie cyrki, to ja dziękuję bardzo i tak nie czułem, by to było TO... Zresztą prawdopodobnie miała w tym jakieś ukryte cele, bo nie patrzyła nigdy na to, co mam w środku, bardziej na mój portfel i ładną buźkę. Taa… Mniejsza z nią. Walić tę sukę.
Musiałem znów zmienić lokację i przeniosłem się do Seulu, by nie musieć patrzeć na tę raszplę nigdy więcej, w końcu też pracowaliśmy w tym samym miejscu, co także odpadało. Jak już się w miarę zaaklimatyzowałem, wylądowałem w studio tatuażu o nazwie Skin Canvas. Liczyłem na to, że tutaj już naprawdę zagrzeję na dłużej, bo miałem dość tego skakania z miejsca na miejsce... W międzyczasie nieustająco miałem w głowie Myo. Nie chciałem też wyjść na jakiegoś pieprzonego stalkera, jedynie szukałem informacji na jego temat i rozmyślałem, jak mógłbym do niego zagadać, by tego nie spierdolić. Dowiedziałem się, że zbliżał się taki wielki konkurs, światowy muzyków, na który on się również wybierał. Pomyślałem — dobra, pojadę tam! Po dotarciu na miejsce nigdzie go nie widziałem… Nie pojawił się i to zapaliło nad moją głową czerwoną lampkę. To właśnie Majka opowiedziała mi, że miał wypadek... Którego sprawcą był taki jeden chuj, który miał czelność być jego facetem i to przez niego stracił wzrok! To niedopuszczalne. Och jakże go znienawidziłem. Tak samo jak nienawidzę tych skurwysynów, którzy odebrali mi to, co było dla mnie najcenniejsze… Nie wiedziałem początkowo co mam robić, ale wraz z Majką postanowiliśmy coś razem w tej kwestii wskórać. Nie zostawiłbym tego tak! Zwłaszcza że chłopak ten już od samego początku skradł moje serce, tylko ja nie byłem tego wówczas kompletnie świadomy... W każdym razie Majka swoje wyczuwała i tym bardziej chciała mi w tym wszystkim pomóc. To ona zdobyła namiary do przyjaciółki Myo, która to przyprowadziła nas do szpitala, w którym on leżał. Po tym, co od niej usłyszałem z większymi detalami, zwłaszcza o tym, że próbował odebrać sobie życie, aż mnie zamroziło. Aczkolwiek nie zdziwił mnie ten stan, w jakim się znalazł, w końcu ukochana osoba go tak zawiodła i tak skrzywdziła... Początkowo po tym, jak z impetem wbiłem do jego sali usiłowałem z nim na spokojnie porozmawiać, co zakończyło się fiaskiem. A kiedy zaczął już przeginać, mówiąc dosłownie kilka słów za dużo, srogo go opierdoliłem, a następnie rozmachnąłem się i trzepnąłem go siarczyście z liścia w policzek, by ten się opamiętał. Został po tym uderzeniu aż wyrazisty czerwony ślad i zapewne bolało. Ale miało boleć! Ostatecznie objąłem go ramionami i przytuliłem do siebie. W moim odczuciu był taki cholernie kruchy i delikatny. Zacząłem go uspokajać i kojąco gładzić po plecach. Moje działania okazały się być skuteczne, bo po chwili chłopak wreszcie wszystko z siebie wyrzucił, co tam się w nim skumulowało. Tak, o to chodziło! To oczywiste, że nic z tego, co uważał za swoją winę nią nie było, a tego jebanego dupka Sana. Jego też kiedyś dorwę, niech ma się na baczności! To karygodne, jak bardzo skrzywdził taką dobrą i kochaną istotkę… Nie popuszczę mu tego. Otarłem jego łzy, a potem odwiedzałem go niemalże codziennie. Nie jest mi z tym dobrze, ale musiałem go w niektórych kwestiach okłamać. Przecież nie powiem mu, że pracuję dla jednej z grup przestępczych, czyż nie? Miałem też coraz więcej zleceń w salonie, a skoro byłem kolejny raz nowy musiałem się bardziej wykazać, więc miałem lekkie urwanie głowy. Z tego powodu nasz kontakt w tym czasie był głównie przez internet.
Ale jak już się wszystko w miarę ustabilizowało, mogłem zacząć bardziej działać. Poszukałem informacji odnośnie tego, jak przygotować się do bycia opiekunem dla osób niewidomych, by łatwiej było mi się obchodzić z tym słodziakiem, a przede wszystkim, bym to ja mógł się nim prawnie zajmować, nikt inny. Zaczęło mi zależeć na tym chłopaku i starałem się zrobić wszystko, aby go wesprzeć w każdym możliwym znaczeniu tego słowa. Z każdym dniem nasza relacja się rozwijała, a ja czułem takie dziwne ciepło tam w środku, czego nadal nie potrafię jednoznacznie określić, ale lubię to czuć. Żeby Myo nie musiał siedzieć w mieście, z którym wiązało się tyle przykrych wspomnień, wcielałem pewien plan w życie. Miałem jednocześnie kontakt z jego mamą, która działała w Iwon-Myeon. Zacząłem od remontu mojego mieszkania, aby odpowiednio je przystosować do jego obecnego stanu i by było mu u mnie bezpiecznie. Każde zarobione pieniądze przeznaczałem zarówno na to, jak i odkładałem na bilet dla chłopaka, by ten mógł do mnie przyjechać. Zależało mi na tym, by mógł wypocząć, odciążyć umysł od tych wszystkich negatywnych rzeczy. Udało się. Jego mama dopięła wszelkich formalności, a ja czekałem na niego na przystanku autobusowym, z którego naturalnie go odebrałem. Na jego widok po raz kolejny moje serce zabiło mocniej, poczułem tak zwane motylki w brzuchu, ale nadal nie ogarniałem, co się tak właściwie ze mną dzieje i czemu tak na niego intensywnie reaguję... Jednak nie chciałem go zranić, zwłaszcza że przeszedł tak wiele, a sam nie byłem pewien, czy jestem gotowy na jakikolwiek związek po tym, co mnie spotkało...
Nie przeszkadzała mi nawet jego potworna upartość i to kiedy notorycznie chciał robić wszystko sam, mimo ciągłego obijania się o meble, krzyczenia i płaczu. Momentami nie miałem bladego pojęcia jak się z nim obchodzić, dlatego specjalnie zacząłem chodzić na dodatkowe szkolenia z opieki nad osobami pokroju Myo, by móc go jeszcze lepiej zrozumieć. Szczególnie po tym jak zwiał przed badaniem lekarskim, a potem się gdzieś ten Łebek jeden zgubił. Ile się go wtedy naszukałem to moje! Mały cwaniaczek z niego, nie ma to tamto. Najważniejsze, że mi w pełni zaufał i teraz możemy spokojnie nazywać siebie przyjaciółmi.
Pewnego razu Myo podpytał mnie o zdjęcia. Początkowo byłem negatywnie do tego nastawiony, ale kiedy zaczął mnie namawiać, by do tego wrócić, mimo że nie bardzo miałem ochotę zwyczajnie nie potrafiłem mu odmówić. Totalnie zmiękłem. To niestety tamta sytuacja z moją byłą trochę mi obrzydziła fotografowanie, ale pomyślałem dobra, to będzie fajna opcja, jak będzie mi robił za modela, zwłaszcza że wręcz kochałem robić jemu zdjęcia! Podjęliśmy wspólną decyzję i finalnie założyłem mu nawet profil na Instagramie o nazwie „Sweetheart”, który postanowiliśmy prowadzić razem.
Dokąd nas to zaprowadzi…? Zobaczymy!
† Całe jego ciało jest pokryte rozmaitymi tatuażami — głównie szyja, oba ramiona, trochę ma też na plecach, bokach i klatce piersiowej. Kiedy zrobił sobie pierwszą dziarę, którą było serce z trupią czaszką na lewej ręce miał wówczas szesnaście lat. Od tamtego czasu jak już zaczął, nie mógł przestać i tak trochę się od nich uzależnił. Ma również pamiątkę po byłej ukochanej — jej imię „Juliet” na prawym ramieniu i ksywkę na lewej dłoni „Dragonfly, z którą myślał, iż będzie już na zawsze, a tu niestety tak brutalnie mu ją odebrano...
† Ma kolczyki w uszach, a także i nosie. Kiedyś miał też kolczyk w dolnej wardze, jednak od jakiegoś czasu już go nie nosi, przez co pozostała po nim taka drobna dziurka na skórze.
† Jego mama była Polką, a co za tym idzie ma korzenie polskie. Wprawdzie tam nie mieszkał, bowiem kobieta dawno przeprowadziła się do LA i żyła w nim ze swoim mężem, tak od czasu do czasu z czystej ciekawości odwiedzał ten kraj. Nie ma może jakiegoś wrodzonego talentu do języków, ale dzięki temu poduczył się polskiego i teraz umie całkiem biegle się nim posługiwać. Z angielskim miał styczność od małego, więc z nim czuje się najlepiej. Trochę też zaczął uczyć się koreańskiego, choć ten mu oporniej idzie, ale dzielnie i pilnie zakuwa! Po pierwsze, jednak łatwiej będzie mu się poruszać po Korei, a drugie... choć nie jest tego do końca świadomy, z powstałych do Myo uczuć, robi to specjalnie dla niego, by jeszcze łatwiej było im się ze sobą porozumiewać.
† Lubi gotować polskie potrawy, co podłapał głównie od swojej mamy. Niemniej znajdując się w Korei ma trochę utrudnione zadanie, więc jak nie znajdzie polskich produktów w supermarketach, to zawsze pozostaje zamawianie braków przez internet!
† Totalnie artystyczna z niego dusza. Potrafi pięknie rysować i malować różne rzeczy — dzięki temu może się wyluzować i nie myśleć o jakichkolwiek problemach, czy przeciwnościach losu. Co za tym idzie spod jego ręki powstawały liczne projekty na tatuaże, które wychodziły mu naprawdę nieźle. Nauczył się dziarać, by jednak jakieś doświadczenie w tym mieć i móc sprawnie rozwijać swoje umiejętności i pasję.
† Kocha również muzykę, choć jego zdaniem nie ma absolutnie żadnego talentu jeśli chodzi o gry na instrumentach, czy śpiew. To drugie zdarza mu się jedynie pod prysznicem. Głosu złego też w sumie nie ma; przynajmniej nie fałszuje, ale wokalista z niego raczej żaden! Kiedy czymś zirytuje Myo, ten robi sobie wówczas z niego niewybredne żarciki, bo już nie raz i nie dwa mógł usłyszeć go w akcji, jak ten się zapomniał i coś zawył gdy się mył.
† Od małego ma obsesję na punkcie pewnego superbohatera z uniwersum DC. Chodzi rzecz jasna o Batmana, z którym się najbardziej utożsamił i zawsze go podziwiał. Zrobił sobie też kilka tatuaży związanych z tą konkretną serią. Oprócz tego posiada całą kolekcję komiksów, filmów, seriali i innych gadżetów, które dotyczą Mrocznego Rycerza z Gotham.
† Jak się nakręci, sporo nawija i nie może skończyć. W efekcie czego bywa, iż wcina się komuś w zdanie. Nie da się ukryć... że zdarza mu się zrobić to specjalnie, jak go ktoś zirytuje.
† Może to głupie, ale jest uczulony na marihuanę. Nie może jej jarać, bo wtedy robi mu się niedobrze i wymiotuje.
† Nie wolno dotykać jego bujnej czupryny, dostaje wtedy furii! Taki tam jego czuły punkt. Pozwala na to jedynie najbliższym i osobie, którą szczerze pokocha.
† Uprawia przeróżne sporty, co za tym idzie jest wysportowany, mimo że tego po nim jakoś bardzo nie widać i w razie co dzięki lepszej kondycji fizycznej umiałby sobie poradzić w jakiejś kryzysowej sytuacji i na pewno ot tak nie dałby sobie spuścić łomotu. Poza tym to był konieczny wymóg do tego, by w odpowiednim momencie móc dokonać swojej zemsty i dopaść znienawidzoną grupę ludzi, która jest odpowiedzialna za wybicie najbliższych jego sercu osób. W końcu jakieś szanse fizyczne w przyszłościowym starciu też musi mieć, nie?
† Ma akrofobię. Mówiąc jaśniej jest to lęk wysokości. Gdy patrzy z ogromnej odległości sięgającej co najmniej kilka metrów w dół, od razu robi mu się niedobrze i jest o krok od stracenia przytomności, a on sam momentalnie zastyga, jakby ktoś go zamroził.
† Niesamowicie spóźnialski. Kiedy trzeba, potrafi się spiąć i dotrzeć na umówione miejsce o odpowiedniej porze, jednak zazwyczaj zjawia się dwie godziny po czasie.
† Jego samochód jest jedynym środkiem transportu, do którego wejdzie Myo. Inne są passe!
† Jak dotąd preferował przedstawicielki płci pięknej. Jednak kiedy zobaczył Myo, coś się w nim ruszyło już wtedy i sam nie rozumiał, dlaczego tak, skąd się to wzięło? Dlatego uczy się samego siebie i tego, jaką tak naprawdę ma orientację, gdyż chwilowo jest dla niego dość zagadkowa. Jedno jest pewne — zdecydowanie zakwestionował swoją heteroseksualność, a co będzie dalej, czas pokaże!
† Ma puchatego pomarańczowego kota rasy Maine Coon o imieniu Spark, który bardzo polubił Myo, wręcz za nim często łazi, a także podczas jego nieobecności go pilnuje. Kiedy ten jest głodny, dosadnie daje o tym jasno do zrozumienia lokatorom, waląc głośno łapką w miskę!
† Jest prawnym opiekunem Myo, ale też jego przyjacielem. Nie wspominając już o tym, że im lepiej go poznawał, tym to bliżej nieokreślone dla niego uczucie zaczynało nabierać na sile. Ale czy to tak w ogóle wypada, w końcu to wciąż jego podopieczny! Lecz nic nie poradzi na to, iż coraz bardziej do niego dociera, że on po prostu się w nim zakochał, ale jak na razie się do tego jeszcze nie przyznał przez masę obaw i wątpliwości. Nie chciałby też popsuć ich relacji, a trochę się boi, że takim wyznaniem mógłby. Poza tym sam tak naprawdę odkrywa te nowe powstałe w nim uczucia i się przez to trochę gubi. W każdym razie pomaga mu we wszystkim, w czym on sobie słabo radzi, daje tyle wsparcia, ile może. Zajmuje się głównie sprawami związanymi z jego leczeniem i innymi potrzebnymi dokumentami. Jakoś łatwiej mu zasypiać, kiedy się do niego przytula, gdyż jego obecność to lekarstwo na wszystko!