zdjęcieinformacjebiografia
Liang Huang
Zhang Jiashuai


zwierzęta domowe ♬ muzyka klasyczna ♬ czekolada ♬ romanse ♬ seriale animowane wycieczki/podróżowanie ♬ papierosy
rap ♬ tofu ♬ piłka nożna ♬ science fiction ♬ papierosy ♬ woda ♬ astrologia ♬ stand up ♬ róże ♬ spóźnienia ♬ skandale
Liang Huang
-
14.02.1996, Szanghaj
koreańskie
menager Prism
TUNE
-
14.02.1996, Szanghaj
koreańskie
menager Prism
TUNE
biografia
Szybka droga do sławy i równie szybki upadek. Wyjątkowy wywiad na wyłączność tylko w naszym magazynie.
Wszystko zaczęło się w lutym 1996, w Szanghaju, gdzie na świat przyszedł Liang Huang. Syn dwójki pracowników biurowych jednej z licznych korporacji na świecie. Nic nie wskazywało na to, że za kilkanaście lat jego twarz będzie wisiała na co drugim bilbordzie w Seulu.
— Matka była Koreanką. Zakochała się w Chińczyku. Początkowo mieszkaliśmy w Chinach, ze względu na ich pracę, potem przenieśliśmy się do Seulu, gdy oboje dostali awans. Byli nierozłączni — zarówno w domu jak i w pracy. Prawdziwy ideał małżeństwa do naśladowania.
Dzieciństwo Huang wspomina bardzo szczęśliwie. Był jedynakiem, któremu poświęcano całą uwagę.
— To nie tak, że byłem samolubnym gnojkiem. Od strony matki mam całkiem sporą rodzinę, z którą też spędzałem często wakacje. Może nie dorobiłem się rodzeństwa, ale ilość kuzynostwa zdecydowanie sprawiła, że nauczyłem się, jak dzielić się z resztą.
Od najmłodszych lat uczęszczał na zajęcia muzyczne, które potem okazały się niesamowicie pomocne podczas przesłuchań.
— Tak. Mama chyba marzyła o pianiście, ale niestety roztrzaskałem te marzenia w drobny pył, gdy w wieku czternastu lat zgłosiłem się na pierwsze audycje. To były trochę inne czasy. Pamiętam, że chciałem wyglądać „cool”, ale, jak teraz patrzę na stare zdjęcia, przechodzi mnie lekki dreszcz zażenowania.
Pierwsza audycja się nie powiodła. Podobno brakowało mu „tego czegoś”. Dopiero za drugim razem przeszedł dalej i oficjalnie został trainee.
— To był najszczęśliwszy moment mojego życia. Moich rodziców nie za bardzo, ale dość szybko im przeszło. Nie mogę powiedzieć, że mnie nie wspierali.
Dwa lata okresu treningowego. Dość sporo, jak na kogoś, kogo potem okrzyknięto jednym z popularniejszych idoli swojej ery.
— Ideał to nie coś, z czym się rodzimy, a do czego dążymy. Może miałem dobre wykształcenie z zakresu muzyki klasycznej, ale taniec czy prezencja publiczna wymagały znacznej poprawy.
Popularny nie tylko w kraju, ale też za granicą.
— Dwujęzyczność na pewno dała mi łatwiejszy start. Potem doszedł angielski. Niestety nie zawsze czułem się na miejscu. Było kilka problemów z moim mieszanym pochodzeniem…
Ideał nie zawsze był idealny?
— Po drodze było kilka wybojów w postaci skandali. Nawet ich wszystkich teraz nie zliczę. Na pewno niczego nie żałuję. Wolę mieć skandal niż wszystkich okłamywać o swojej nieomylności.
Platynowe płyty, światowe trasy koncertowe, liczne współprace, sesje…
— Widzę dokąd ta rozmowa zmierza.
Nikt nadal nie wie, co się wtedy wydarzyło.
— Sam nie wiem. Miała to być prosta sesja. Na motocyklu jeździłem już nie raz. Ktoś musiał nie dopilnować maszyny. Coś z nią było nie tak i…
Wybuch?
— Nie potwierdzam, nie zaprzeczam.
Kilka miesięcy hospitalizacji by finalnie…
— … i tak skończyć bez połowy nogi. Kariera lgnęła w gruzach, kontrakt zerwany, mnie czekała nie tylko rehabilitacja, ale wizyty u psychologów. Depresja, zespół stresu pourazowego. Przynajmniej zwolnili mnie ze służby wojskowej.
To jednak chyba nie było największym zdziwieniem i rozczarowaniem wśród fanów…
— Tak. Dużo gorzej przeżyli ten cholerny ślub. Nie wiem, co sobie myślałem. Chyba nie myślałem. Zgadzałem się na wszystko, co ona mówiła. Wydawała się wtedy jedyną pozytywną rzeczą w moim życiu, jedynym jego sensem. Szkoda, że nie zauważyłem, jak bardzo mnie wykorzystuje.
Rozwód?
— W toku. I sprawa opieki nad dzieckiem, ale to temat, który możemy poruszyć, gdy wszystko się skończy.
Nie było żadnych myśli o powrocie do biznesu? Chociażby jako wokalista?
— To… bardzo skomplikowana sprawa. Kocham swoich fanów i chciałbym ponownie dla nich wystąpić, ale muszę pierw uporać się ze swoimi licznymi problemami.
TUNE?
— Nie będę ukrywać, praca po znajomości. Nie mogę całkowicie opuścić tego świata, więc czemu nie wykorzystać swojej wiedzy i doświadczenia, pomagając dopiero kreującym się gwiazdom. Prism są niesamowite. Mają ogromny potencjał i zrobię wszystko, by osiągnęły to, na co zasługują.
Plany na najbliższą przyszłość?
— Uporządkować swoje życie. Potem zobaczymy, dokąd mnie poniesie.
Wszystko zaczęło się w lutym 1996, w Szanghaju, gdzie na świat przyszedł Liang Huang. Syn dwójki pracowników biurowych jednej z licznych korporacji na świecie. Nic nie wskazywało na to, że za kilkanaście lat jego twarz będzie wisiała na co drugim bilbordzie w Seulu.
— Matka była Koreanką. Zakochała się w Chińczyku. Początkowo mieszkaliśmy w Chinach, ze względu na ich pracę, potem przenieśliśmy się do Seulu, gdy oboje dostali awans. Byli nierozłączni — zarówno w domu jak i w pracy. Prawdziwy ideał małżeństwa do naśladowania.
Dzieciństwo Huang wspomina bardzo szczęśliwie. Był jedynakiem, któremu poświęcano całą uwagę.
— To nie tak, że byłem samolubnym gnojkiem. Od strony matki mam całkiem sporą rodzinę, z którą też spędzałem często wakacje. Może nie dorobiłem się rodzeństwa, ale ilość kuzynostwa zdecydowanie sprawiła, że nauczyłem się, jak dzielić się z resztą.
Od najmłodszych lat uczęszczał na zajęcia muzyczne, które potem okazały się niesamowicie pomocne podczas przesłuchań.
— Tak. Mama chyba marzyła o pianiście, ale niestety roztrzaskałem te marzenia w drobny pył, gdy w wieku czternastu lat zgłosiłem się na pierwsze audycje. To były trochę inne czasy. Pamiętam, że chciałem wyglądać „cool”, ale, jak teraz patrzę na stare zdjęcia, przechodzi mnie lekki dreszcz zażenowania.
Pierwsza audycja się nie powiodła. Podobno brakowało mu „tego czegoś”. Dopiero za drugim razem przeszedł dalej i oficjalnie został trainee.
— To był najszczęśliwszy moment mojego życia. Moich rodziców nie za bardzo, ale dość szybko im przeszło. Nie mogę powiedzieć, że mnie nie wspierali.
Dwa lata okresu treningowego. Dość sporo, jak na kogoś, kogo potem okrzyknięto jednym z popularniejszych idoli swojej ery.
— Ideał to nie coś, z czym się rodzimy, a do czego dążymy. Może miałem dobre wykształcenie z zakresu muzyki klasycznej, ale taniec czy prezencja publiczna wymagały znacznej poprawy.
Popularny nie tylko w kraju, ale też za granicą.
— Dwujęzyczność na pewno dała mi łatwiejszy start. Potem doszedł angielski. Niestety nie zawsze czułem się na miejscu. Było kilka problemów z moim mieszanym pochodzeniem…
Ideał nie zawsze był idealny?
— Po drodze było kilka wybojów w postaci skandali. Nawet ich wszystkich teraz nie zliczę. Na pewno niczego nie żałuję. Wolę mieć skandal niż wszystkich okłamywać o swojej nieomylności.
Platynowe płyty, światowe trasy koncertowe, liczne współprace, sesje…
— Widzę dokąd ta rozmowa zmierza.
Nikt nadal nie wie, co się wtedy wydarzyło.
— Sam nie wiem. Miała to być prosta sesja. Na motocyklu jeździłem już nie raz. Ktoś musiał nie dopilnować maszyny. Coś z nią było nie tak i…
Wybuch?
— Nie potwierdzam, nie zaprzeczam.
Kilka miesięcy hospitalizacji by finalnie…
— … i tak skończyć bez połowy nogi. Kariera lgnęła w gruzach, kontrakt zerwany, mnie czekała nie tylko rehabilitacja, ale wizyty u psychologów. Depresja, zespół stresu pourazowego. Przynajmniej zwolnili mnie ze służby wojskowej.
To jednak chyba nie było największym zdziwieniem i rozczarowaniem wśród fanów…
— Tak. Dużo gorzej przeżyli ten cholerny ślub. Nie wiem, co sobie myślałem. Chyba nie myślałem. Zgadzałem się na wszystko, co ona mówiła. Wydawała się wtedy jedyną pozytywną rzeczą w moim życiu, jedynym jego sensem. Szkoda, że nie zauważyłem, jak bardzo mnie wykorzystuje.
Rozwód?
— W toku. I sprawa opieki nad dzieckiem, ale to temat, który możemy poruszyć, gdy wszystko się skończy.
Nie było żadnych myśli o powrocie do biznesu? Chociażby jako wokalista?
— To… bardzo skomplikowana sprawa. Kocham swoich fanów i chciałbym ponownie dla nich wystąpić, ale muszę pierw uporać się ze swoimi licznymi problemami.
TUNE?
— Nie będę ukrywać, praca po znajomości. Nie mogę całkowicie opuścić tego świata, więc czemu nie wykorzystać swojej wiedzy i doświadczenia, pomagając dopiero kreującym się gwiazdom. Prism są niesamowite. Mają ogromny potencjał i zrobię wszystko, by osiągnęły to, na co zasługują.
Plany na najbliższą przyszłość?
— Uporządkować swoje życie. Potem zobaczymy, dokąd mnie poniesie.