zdjęcieinformacjebiografia
Yang Hyunsu
Lee Felix


*Zwierzęta
* Sporty wodne
* Sporty wodne
* Brukselki
* Strachu
* Bólu
* Strachu
* Bólu
Yang Hyunsu
Sunshine
01.04.2005 San Diego/ California/ USA
Koreańskie
Trainee
Tune ent.
Sunshine
01.04.2005 San Diego/ California/ USA
Koreańskie
Trainee
Tune ent.
biografia
You never know what you’re gonna get.”
“The big lesson in life,
baby, is never be scared
of anyone or anything.”
Urodzony w San Diego, pewnego Kwietniowego i gorącego poranka. W życie wszedł z krzykiem, dosłownie. Darł się w niebogłosy jakby wyrwano go z raju na ziemi, wnętrza jego rodzicielki. Do dzisiaj pamięta opowieści jak wielkiego rabanu narobił na porodówce. W dodatku 1 Kwiecień, dzień głupca. Nikt nie chciał wierzyć, że naprawdę się urodził. Niestety, on sam chyba też nie chciał.. Nie można powiedzieć, że był dobrym dzieckiem. Miał swoje za uszami. Nie dawał spać, cały czas martwił swoich rodzicieli. Zwłaszcza gdy Ci, przybywali do Korei z odwiedzinami do reszty Famili. Z wiekiem chłopak był coraz głośniejszy i coraz bardziej dokuczliwy. Nazywano go żywym srebrem. Wszędzie było go pełno. Ruchliwy i roześmiany. Oczko w głowie tatusia. Chłopak rósł jak na drożdżach, przyprawiając swoich rodzicieli o ból głowy. Jego dzieciństwo nie było jakieś szczególne. Tak naprawdę było pogodne i pełne radości. O dziwo nawet lubił chodzić do szkoły, zawsze okrążony wianuszkiem znajomych.
“Only time and tears take away
grief; that is what they are for.”
Miał wtedy 10 lat gdy to się stało. Pamiętał jak rodzina zachowywała się dziwnie. Unikając jego obecności, nie chcąc pokazywać smutnych twarzy. Nie rozumiał, nie wiedział co jest grane. Jak to młoda osoba, niby to dorosły by zrobić sobie kanapki ale nie na tyle dorosły by przyjąć pewne wieści, które zmieniają serca ludzi. Gdy w końcu mu to powiedziano, spadło to na niego niczym młot. Ciężki, tak ciężki, że z miejsca poleciały łzy. Serce podeszło do gardła a on nie umiał sobie tego wyobrazić. To było ponad jego serce, które ścisnęło się z bólu. Jego ukochana babcia zmarła, zostawiając po sobie wspomnienia. Nawet jeśli nie było ich wiele. Kochał ją, chyba nawet bardziej niż matkę i ojca. Tym razem opuszczając Amerykę, nie cieszył się. Cała droga minęła w ciszy. Ubrany na czarno z ciągle podkrążonymi oczyma, skulony w swoim siedzeniu. Pogrzeb, nie był jakiś wystawny, przewinęło się tylko kilku najbliższych. Żadnego splendoru. Wśród tego on, zrozpaczony gdy po raz kolejny dotarło do niego, że kobieta leżąca w trumnie nigdy już go nie przytuli. Nie pogładzi jego ciemnej czupryny. Nie powie jak bardzo jest z niego dumna... To cholernie bolało i na ten ból nie był gotowy.
The moment when I close my eyes
All I see is red lights.
Można powiedzieć, że od śmierci Babi zamknął się w sobie. Nie był już tak aktywny socjalnie, bardziej zanurzył się w muzyce oraz sportach. Głównie upodobał sobie taniec i surfing. Pływanie okazało się jego małą pasją. Podczas gdy muzyka miała przerodzić w coś czym będzie żył. Tego jednak jeszcze nie wiedział. Dzień jak co dzień, nie zapowiadał się jakoś inaczej. Skończył szkołę dosyć późno a rodzice odebrali go wracając z pracy. Przemierzając ulice San Diego miał słuchawki na uszach. Jedynie muzyka zagłuszała wszelkie te dźwięki dochodzące z ruchliwej ulicy. Za to ją kochał, za te małe chwile zapomnienia. Nie rozmawiali dużo, przynajmniej nie on. Pamiętał jednak tyle, że wtedy jego rodzice się o coś kłócili. Matka żywo gestykulowała a ojciec odpowiadał coś nerwowo. Tyle pamiętał. Powoli zaczynał przysypiać na tyle samochodu. Wiedział, że zejdzie jeszcze chwilę nim zajadą do domu. Mógł więc uciąć sobie drzemkę. Taki był plan. Jednak to co się stało chwilę później miało zaważyć na całym jego życiu. Czerwone ostre światło i hum. To ostatnie co pamiętał z tamtego dnia. Obudził się kilka dni później w szpitalu z wieściami, które go totalnie załamały. Przynajmniej ciotka nie obchodziła się z nim jak z jajkiem. Powiedziała jak się ma sytuacja. Nie miał już matki i ojca. Został nawet pozbawiony szansy pożegnania ich. Jako, że był w śpiączce to rodzina nie mogła czekać z pogrzebem. Nie minęły dwa lata od śmierci jego babki, stracił kolejne osoby. Czekała go też rehabilitacja jako, że miał złamane obie nogi. Ciągle jednak żył.
"Why is this suspicious world confusing me?
Endless worries linger in my head
I feel even more trapped
Where am I? Who am I? I am not myself"
Po kilku miesiącach gdy był zdolny do normalnego funkcjonowania wraz z ciotką przybył do Korei. Miał 13 lat i wiele traum za sobą, takich których niewiele osób by zniosło psychicznie. Ciągle jednak starał się zachowywać optymizm pozwalając życiu iść na przód. Poszedł do Koreańskiej szkoły, co pozwoliło mu na szlifowanie języka. Nie tak, że go nie znał całkowicie. Nie był to jednak poziom na tyle wysoki, by wszystko zrozumieć. Na szczęście dawał radę. W końcu też jeden z jego Koreańskich przyjaciół zaaplikował w nim pewną myśl. Oboje postanowili starać się o zostanie trainee a przyszłości idolami. Jego wujostwo również go do tego zachęcało. Twierdząc, że jego niecodzienny głos nie może się zmarnować. Więc jako czternastolatek zaczął chodzić po przesłuchaniach aż w końcu oboje znaleźli miejsce, gdzie ich chciano. Przynajmniej obojgu. Więc nie musieli się rozdzielać. Mieli by siebie nawzajem. Tune Entertaiment jest teraz wielką częścią jego życia. Mimo, że już ma 19 lat i nie ma dla niego miejsca w zespole, stara się nie myśleć pesymistycznie. Zdarza się przecież, że niektórzy debiutują nieco później...
Dosyć szybko musiał stać się samodzielny...
But he still has child witchin..
* Z momentem wejścia w dorosłość, zrezygnował z Amerykańskiego obywatelstwa. Tym samym przyjął Koreańskie.