zdjęcieinformacjebiografia
Ji Yuna
Seo Soojin


czarne koty | przesądy | robótki ręczne | smakowe herbaty | gotowanie | kino alternatywne | teatr | ekstrawaganckie akcesoria | mocny makijaż | sporty walki | sporty motorowe | sztuka uliczna | body art | sztuka awangardowa | aktywizm społeczny | spontaniczność | termosy i kubki termiczne | bingsu
przesądność | neony | kawa | tłuszcz | media społecznościowe | filmy marvela | literatura romantyczna | wczesne wstawanie | trening cardio | tabloidy | konformizm | bulling i mobbing | brak kreatywności | stereotypy | autorytety, seniorat i starszeństwo | wolne chodzenie
Ji Yuna
sceniczny: Juna
09.08.1998, Yeosu
koreańskie
idolka w Ars Goetia
Fun Entertaiment
sceniczny: Juna
09.08.1998, Yeosu
koreańskie
idolka w Ars Goetia
Fun Entertaiment
biografia
Masz sześć lat i nie rozumiesz, co znaczy dom dziecka. Nie rozumiesz też słowa niewydolna chociaż w kółko słyszysz je w kontekście swojej matki. Niewydolna wychowawczo tak konkretnie brzmi to określenie. Mając sześć lat nie wiesz, że niewydolność wychowawcza oznacza brak śniadania w szkole, słabe oceny, niestabilne warunki finansowe i alkohol, który u twojej matki jest na porządku dziennym, bo wszystkie te rzeczy ci spowszedniały. Mając sześć lat nie wiesz, że w normalnych rodzinach dzieci nie słyszą od matek, że zniszczyły im życie. Podejrzewasz jedynie, że coś jest nie tak w tym, że nie masz ojca, a twoja mama wspomina pięknego sylwestra dziewięćdziesiątego siódmego roku i tylne siedzenie czarnego samochodu, gdzie poznała miłość swojego życia, mając lat siedemnaście. Ale twoje podejrzenia nie obejmują tego, że wszystkie te opowieści mogą być objawem niewydolności wychowawczej, która sprawia, że mieszkasz w obcym domu pełnym dzieciaków, które bardziej lub mniej poznały znaczenie sformułowanie niewydolność wychowawcza.
Masz osiem lat, gdy zaczynasz wreszcie rozumieć, jak działa sierociniec. Jako ośmiolatka jesteś w stanie określić, że to nie usposobienie, czystość pokoju czy paznokci decydują o tym, czy ktoś chce cię adoptować. Mając osiem lat rozumiesz, że wydostaniesz się stąd tylko jeśli dostatecznie mocno rozepchasz się łokciami. Nie wychodzi ci raz. Nie wychodzi drugi. Ale za trzecim razem pojawia się rodzina. Jako ośmiolatka nie rozumiesz, po co im kolejne dziecko, skoro mają dwoje swoich, ale nie narzekasz. Nie narzekasz, gdy podsłuchujesz ich rozmowę z dyrektorką sierocińca. Sformułowanie chcemy kolejne dziecko, a moja żona nie może zajść już w ciąże jest dla ciebie jasne. Wiesz czym jest ciąża i dzięki starszym koleżankom z domu dziecka wiesz nawet, jak się w nią zachodzi. Mając osiem lat postanawiasz sobie, że ta rodzina zostaje twoją rodziną.
Mając dziewięć lat pierwszy raz odwiedzasz ich dom w Seulu, tymczasowo zatrzymując się w tamtejszym domu dziecka, by mieć do nich bliżej.
Mając dziesięć lat przyjmujesz ich nazwisko i dostajesz swój własny pokój nad drzwiami którego wisi błękitna chmurka z wykaligrafowanym na nim białą farbą twoim imieniem.
Mając czternaście lat łatwo ci zrozumieć, że albo zjadasz, albo jesteś zjedzony. Żyjesz w społeczności szkolnej dostatecznie długo i znasz biologię na tyle dobrze żeby wiedzieć, że łańcuch pokarmowy ma swoje poziomy. Jako czternastolatka nie chcesz być na jego końcu. Czternastolatce, którą jesteś, nie wystarcza też miejsce w jego środku. Czternastolatka taka jak ty chce być na samej jego górze. Nie obchodzi cię matematyka tak długo, jak dobre oceny nie zapewniają ci korzyści. Nie obchodzą cię lekcje śpiewu, dopóki połowa twoich koleżanek nie chce zostać idolkami i dopóki nie jest to modne. Nie interesuje cię ten nowy chłopak, który doszedł ostatnio do wyższej klasy, dopóki randka z nim nie staje się marzeniem połowy szkoły. I chociaż ocen z matmy nie masz świetnych, chociaż w śpiewaniu jesteś średniakiem, to jednak to ty jako pierwsza całujesz się z tym chłopakiem na przerwie obiadowej pewnego czerwcowego dnia.
Mając szesnaście lat jesteś przekonana, że wiesz wszystko o tym, jak funkcjonuje ten świat. Nauczyciele w szkole cię uwielbiają, bo wiesz co zrobić, by cię lubili. Koleżanki i koledzy zawsze chcą spędzać z tobą czas, bo wiedzą, że na tym skorzystają. Jako szesnastolatka wolałabyś, by rodzice nie pytali cię codziennie jak minął twój dzień, ale i to postrzegasz jako wyraz uwielbienia w swoją stronę. Gdy masz szesnaście lat wydaje ci się, że świat stoi przed tobą otworem i niewiele się mylisz. Bo ten świat, który masz na wyciagnięcie ręki rzeczywiście wydaje się z zachwytem obserwować każdy twój krok.
Mając dziewiętnaście lat rozumiesz, że nic nie jest dane raz na zawsze. Jako dziewiętnastolatka dalej chcesz błyszczeć i mieć na sobie uwagę wszystkich, ale nowe środowisko wydaje się niewzruszone twoimi krytycznymi spojrzeniami, sarkastycznymi komentarzami i krzywymi uśmiechami. Będąc dziewiętnastolatką znów dostajesz bolesną lekcję, że trzeba się rozpychać łokciami. Nie przeszkadza ci to. Uwielbiasz walkę, uczestniczenie w łańcuchu pokarmowym, wspinanie się na sam jego szczyt. Zrobiłaś to w sierocińcu. Zrobiłaś to w rodzinie Ji. Zrobiłaś to w szkole. Zrobisz to na uczelni i to nie po to, by zostać najlepszą teatrolożką świata, ale po to, by wszyscy cię widzieli.
Mając dwadzieścia lat jesteś na wszystkich studenckich imprezach organizowanych przez ludzi, których znasz lub których znają twoi znajomi a wykładowcy zawsze uznają to, że wiesz, za pewnik.
Gdy masz dwadzieścia trzy lata i wydaje ci się, że świat stoi u twoich wrót okazuje się, że ktoś ściąga na siebie więcej uwagi. Że kogoś podziwiają nie tylko rodzice i znajomi, ale tłumy. I już wiesz, że nie znajdziesz stabilizacji i znów zaczniesz rozpychać się łokciami. Najpierw w trakcie przesłuchania do FUN, gdzie może nie śpiewasz i nie rapujesz najlepiej, a tańczyć nie umiesz prawie wcale, ale robisz wszystko, by cię zapamiętano. Później, gdy już cię zapamiętano, udowadniając, że dobre wrażenie nie było mylne. A na końcu jako trainee, gdy może brakuje ci umiejętności, ale nadrabiasz charyzmą i pracowitością.
Mając dwadzieścia pięć lat debiutujesz jako idolka i wiesz, że znowu wygrałaś rozpychanie się łokciami.
Masz osiem lat, gdy zaczynasz wreszcie rozumieć, jak działa sierociniec. Jako ośmiolatka jesteś w stanie określić, że to nie usposobienie, czystość pokoju czy paznokci decydują o tym, czy ktoś chce cię adoptować. Mając osiem lat rozumiesz, że wydostaniesz się stąd tylko jeśli dostatecznie mocno rozepchasz się łokciami. Nie wychodzi ci raz. Nie wychodzi drugi. Ale za trzecim razem pojawia się rodzina. Jako ośmiolatka nie rozumiesz, po co im kolejne dziecko, skoro mają dwoje swoich, ale nie narzekasz. Nie narzekasz, gdy podsłuchujesz ich rozmowę z dyrektorką sierocińca. Sformułowanie chcemy kolejne dziecko, a moja żona nie może zajść już w ciąże jest dla ciebie jasne. Wiesz czym jest ciąża i dzięki starszym koleżankom z domu dziecka wiesz nawet, jak się w nią zachodzi. Mając osiem lat postanawiasz sobie, że ta rodzina zostaje twoją rodziną.
Mając dziewięć lat pierwszy raz odwiedzasz ich dom w Seulu, tymczasowo zatrzymując się w tamtejszym domu dziecka, by mieć do nich bliżej.
Mając dziesięć lat przyjmujesz ich nazwisko i dostajesz swój własny pokój nad drzwiami którego wisi błękitna chmurka z wykaligrafowanym na nim białą farbą twoim imieniem.
Mając czternaście lat łatwo ci zrozumieć, że albo zjadasz, albo jesteś zjedzony. Żyjesz w społeczności szkolnej dostatecznie długo i znasz biologię na tyle dobrze żeby wiedzieć, że łańcuch pokarmowy ma swoje poziomy. Jako czternastolatka nie chcesz być na jego końcu. Czternastolatce, którą jesteś, nie wystarcza też miejsce w jego środku. Czternastolatka taka jak ty chce być na samej jego górze. Nie obchodzi cię matematyka tak długo, jak dobre oceny nie zapewniają ci korzyści. Nie obchodzą cię lekcje śpiewu, dopóki połowa twoich koleżanek nie chce zostać idolkami i dopóki nie jest to modne. Nie interesuje cię ten nowy chłopak, który doszedł ostatnio do wyższej klasy, dopóki randka z nim nie staje się marzeniem połowy szkoły. I chociaż ocen z matmy nie masz świetnych, chociaż w śpiewaniu jesteś średniakiem, to jednak to ty jako pierwsza całujesz się z tym chłopakiem na przerwie obiadowej pewnego czerwcowego dnia.
Mając szesnaście lat jesteś przekonana, że wiesz wszystko o tym, jak funkcjonuje ten świat. Nauczyciele w szkole cię uwielbiają, bo wiesz co zrobić, by cię lubili. Koleżanki i koledzy zawsze chcą spędzać z tobą czas, bo wiedzą, że na tym skorzystają. Jako szesnastolatka wolałabyś, by rodzice nie pytali cię codziennie jak minął twój dzień, ale i to postrzegasz jako wyraz uwielbienia w swoją stronę. Gdy masz szesnaście lat wydaje ci się, że świat stoi przed tobą otworem i niewiele się mylisz. Bo ten świat, który masz na wyciagnięcie ręki rzeczywiście wydaje się z zachwytem obserwować każdy twój krok.
Mając dziewiętnaście lat rozumiesz, że nic nie jest dane raz na zawsze. Jako dziewiętnastolatka dalej chcesz błyszczeć i mieć na sobie uwagę wszystkich, ale nowe środowisko wydaje się niewzruszone twoimi krytycznymi spojrzeniami, sarkastycznymi komentarzami i krzywymi uśmiechami. Będąc dziewiętnastolatką znów dostajesz bolesną lekcję, że trzeba się rozpychać łokciami. Nie przeszkadza ci to. Uwielbiasz walkę, uczestniczenie w łańcuchu pokarmowym, wspinanie się na sam jego szczyt. Zrobiłaś to w sierocińcu. Zrobiłaś to w rodzinie Ji. Zrobiłaś to w szkole. Zrobisz to na uczelni i to nie po to, by zostać najlepszą teatrolożką świata, ale po to, by wszyscy cię widzieli.
Mając dwadzieścia lat jesteś na wszystkich studenckich imprezach organizowanych przez ludzi, których znasz lub których znają twoi znajomi a wykładowcy zawsze uznają to, że wiesz, za pewnik.
Gdy masz dwadzieścia trzy lata i wydaje ci się, że świat stoi u twoich wrót okazuje się, że ktoś ściąga na siebie więcej uwagi. Że kogoś podziwiają nie tylko rodzice i znajomi, ale tłumy. I już wiesz, że nie znajdziesz stabilizacji i znów zaczniesz rozpychać się łokciami. Najpierw w trakcie przesłuchania do FUN, gdzie może nie śpiewasz i nie rapujesz najlepiej, a tańczyć nie umiesz prawie wcale, ale robisz wszystko, by cię zapamiętano. Później, gdy już cię zapamiętano, udowadniając, że dobre wrażenie nie było mylne. A na końcu jako trainee, gdy może brakuje ci umiejętności, ale nadrabiasz charyzmą i pracowitością.
Mając dwadzieścia pięć lat debiutujesz jako idolka i wiesz, że znowu wygrałaś rozpychanie się łokciami.