zdjęcieinformacjebiografia
Moon Amanda
Yu Jimin


❁ being sassy & classy ❁ sarkazm ❁ nietuzinkowe, szczere komplementy ❁ asertywność ❁ powieści i seriale kryminalne ❁ rozpracowywanie i analiza teorii spiskowych ❁ wycieczki rowerowe ❁ binge watching filmów i seriali ❁ gry gacha, w tym i gamingowy hazard (twierdzi, że nie ma z nim problemu) ❁ obsesyjne przeglądanie pinteresta (tworzenie miliona tablic też) i tiktoka ❁ boks ❁ fitness ❁ jazda na rolkach i łyżwach ❁ rozpracowywanie nowinek technologicznych ❁ imprezy w umiarze ❁ road trips ❁ rozwiązywanie sudoku, czasem krzyżówek ❁ kolekcjonowanie figurek i pluszaków, w grach kolekcjonowanie postaci, broni itp. ❁ csi: miami & ny, law & order: svu & oc ❁ memy ❁ pixel & digital art ❁ gwałtowne burze ❁ cyberpunk ❁ virtual reality ❁ kolor srebrny, niebieski i fioletowy ❁ holograficzne wzory i dodatki ❁ błyszczyki ❁ styl y2k, goth ❁ baggy jeans ❁ bluzy i swetry oversize ❁ glittery clothes ❁ drobna, nierzucająca się w oczy biżuteria ❁ różne fryzury, zwłaszcza z wykorzystaniem warkoczy ❁ subtelna koronka na ubraniach ❁ praktyczne i modne plecaki ❁ łączenie plecaków z tote bags ❁ motywy z motylkami ❁ zapachy z nutami wanilii ❁ miętowe gumy do żucia ❁ żelki pianki ❁ mrożone kawy ❁ milkshakes ❁ mleko/napoje bananowe ❁ brzoskwinie, maliny, ananas ❁ kuchnia hiszpańska, meksykańska ❁ konwalie, lilie ❁
𓇢𓆸 ludzie poważnie igrający z prawem 𓇢𓆸 wykorzystywanie prawa do niecnych działań, zwłaszcza na szkodę drugiego człowieka 𓇢𓆸 fałszywość, nieszczerość, bezczelność 𓇢𓆸 obłudny egoizm 𓇢𓆸 brak szacunku do kobiet (i ogółem do innego człowieka, ale do kobiet w szczególności) 𓇢𓆸 obsesyjność 𓇢𓆸 ludzie, którzy każą wybierać między psami a kotami 𓇢𓆸 staromodne, porcelanowe lalki 𓇢𓆸 słabo wykonane dekoracje z papieru i bibuły 𓇢𓆸 brak sensownego zajęcia, nuda 𓇢𓆸 wręcz chirurgiczna czystość (to ponoć jedna z cech psychopatów) 𓇢𓆸 szpitale 𓇢𓆸 niewspółpracujący sprzęt 𓇢𓆸 pompony 𓇢𓆸 zbyt rażące, krzykliwe kolory 𓇢𓆸 ogromne, przesadzone naszyjniki 𓇢𓆸 ubrania z milionem falban lub frędzli 𓇢𓆸 rozkloszowane i zbyt szerokie spódnice oraz sukienki 𓇢𓆸 crop tops 𓇢𓆸 ubrania, które niewiele zakrywają (po co to nosić w takim razie?) 𓇢𓆸 przesadny piercing na twarzy 𓇢𓆸 bakalie same w sobie i w czymkolwiek 𓇢𓆸 kiwi, cytrusy, lemoniady, too sour food 𓇢𓆸 paprotki 𓇢𓆸 owady 𓇢𓆸
Moon Amanda
Mandy
30.05.2003 | New York, USA
amerykańskie
studentka kryminalistyki
Seoul National University
Mandy
30.05.2003 | New York, USA
amerykańskie
studentka kryminalistyki
Seoul National University
biografia
Od dzieciństwa towarzyszyły mi nieodłączne nowojorskie codzienności - najpierw przestawiające się w postaci szwadronów ludzi na ulicach, zalewających każdy możliwy zakamarek i kąt. Był też wszechobecny zgiełk i brak nudy, ale dziecięce oczy widziały jedynie śpieszących się ludzi, mało powtarzających się twarzy nawet mimo faktu, że codziennie można było spotkać ogromną ilość osób w różnym wieku czy o różnorodnym pochodzeniu. Wciąż, życie w tym mieście zdawało się wręcz kwitnąć po zmierzchu, czego nie widziałam na co dzień - szczególnie jako mała dziewczynka i nastolatka, którą wujek detektyw tylko przestrzegał przed mroczną stroną tętniącej życiem metropolii. Niekiedy miałam okazję jeździć tą stereotypową, żółtą taksówką po zmroku i późną porą, a najbardziej żywym obrazem były dla mnie rozmywające się pod wpływem prędkości i mieszanki światła sylwetki. Zawsze lubiłam patrzeć zarówno na te zamazane plamy, jak i migoczące w oddali światła pochodzące z budynków czy drapaczy chmur. Ludzie? Początkowo byli elementem tych kolorowych plam pozbawionych większego znaczenia. Dopiero potem zaczęłam dostrzegać w nich coś więcej niż tylko obraz, który znikał z moich myśli po kilku sekundach.
Nie mogłam nie nauczyć się przenikać przez ludzkie ciała i umysły, gdy mój ojciec był sędzią, a wujek policjantem (a potem nawet sierżantem). Z początku trudno było rozróżnić wszystkie złożone części, które składały się na ich wzmocnione zawodowo czy prawnie zrozumienie ludzkiego postępowania, ale muszę przyznać, że miałam w tym najlepszych nauczycieli. Zabrzmi to płytko, arogancko, a może nawet i cynicznie, ale odkąd tylko pamiętam to książkę musiałam oceniać po okładce. Znaczy, musieć nie musiałam, ale i tak w gratisie zawsze miałam pakiet od rodziców czy wujka, który akurat miał smykałkę do trafiania w sedno z oceną ludzi. Jego opinia szybko stała się dla mnie tą najbardziej wnikliwą i tą, na której bardzo mogłam polegać, choć nie od początku tak było. Co prawda obracałam się w specyficznym środowisku już od samego początku (tata sędzia o to zadbał, nie tylko pod względem finansowym), ale nie od razu widziałam w tej ocenie coś, co może zadecydować o mojej przyszłości czy reputacji. Byłam tylko dzieckiem, które chciało poznawać inne dzieci i uczyć się, poznawać świat. A ten stawał się coraz bardziej skomplikowany z roku na rok, z opowieści na opowieść. Koledzy przestali być kolegami - stali się potencjalnymi manipulatorami, oszustami, złodziejami. Koleżanki podobnie, a wręcz jeszcze gorzej, gdy stały się zazdrosnymi i mściwymi nastolatkami. Przy każdym manifestowały się różne warstwy, które stawały się widoczniejsze prędzej czy później. A wtedy doświadczenia zawodowe wujka czy ojca stały się nagle bardzo ważne. Łatwo było rozpoznać w kimś potencjalnego złoczyńcę, ale jeszcze trudniej w tym gąszczu było odnaleźć osobę całkowicie dobrą i szczerze życzliwą. Mój wujek twierdził, że takich osób może być więcej niż myślimy. Ojciec był nieco innego zdania. Ci dwaj mieli jednak nieco odrębne środowiska, a także zupełnie inne doświadczenia życiowe. Intrygowało mnie to, że będąc braćmi, mogli być zupełnie różni od siebie w tak wielu aspektach.
Ale każdy miał swoją historię, swoje wspomnienia - i własne wnioski, wyciągane z całego życia.
Ludzie byli dla mnie interesującym tematem, stąd początkowo pojawiały się dyskusję, że powinnam zająć się zawodowo rozumieniem tego, co siedziało w ich głowie. Początkowo przyznałabym rację - byłam ciekawa (i dalej jestem), co zachodzi w umyśle każdego, kto zainteresuje mnie na dłużej niż te kilka sekund. Szybko jednak doszłam do wniosku, że bardziej od ich myśli interesuje mnie ich strategia, ich działania, a także konsekwencje. Gdy ładna uczennica ściągała i została przyłapana, dostawała jedynie słowną naganę. Gdy to samo przytrafiło się niczym niewyróżniającemu się okularnikowi, ten z automatu dostawał cięższą karę i gorsze konsekwencje. Teraz powiedziałabym, że mogło stać za tym wiele czynników - polityka szkolna, uprzedzenia nauczyciela, czy schematy przylgnięte do poszczególnych uczniów. Wtedy byłam jednak zaintrygowana tym, co jak i dlaczego. Nie miałam tej samej wiedzy, ale dlatego też ją nabyłam. Byłam ciekawa, wręcz aż za bardzo. I dalej jestem, bo przez lata upewniłam się tylko w tym, że żadna sytuacja nie ma miejsca w identyczny sposób. Nie tylko różne sytuacje, sceny czy ludzkie działania, ale i wiele więcej rzeczy miało niezliczoną ilość potencjalnych zakończeń, ale i procesów, które płynnie przechodziły w kolejne drzewko kolejnych etapów. To było interesujące, ale to, co do nich wszystkich prowadziło również. Dlatego dogadywałam się z wujkiem bardziej niż z własnym ojcem. Wujek miał do czynienia z poszczególnymi etapami, a ojciec jedynie z końcową częścią i konsekwencjami. A przynajmniej tak to wygląda w moim własnym, pokręconym umyśle.
Dlatego też odkąd skończyłam naście lat, chciałam iść ścieżką podobną do wujka. Moi rodzice, którzy ukończyli prawo, nie byli zbytnio zadowoleni. Woleliby, bym zajęła się czymś nieco prostszym niż rozstrzyganie każdego potencjalnego scenariusza miejsca zbrodni, bym polegała jedynie na teorii i dowodach, które mogły tylko kogoś pogrążyć. Zawsze jednak z tyłu głowy miałam myśl, że może nie każdy musi być potencjalnym manipulatorem czy zwyczajnie winnym czegoś złego, nawet jeśli każdy znak na niebie wskazuje, że tak jest. Wujek często mówił, że prawda potrafi leżeć naprawdę głęboko, nawet głębiej niż ludzie chcą zazwyczaj sięgać. Te słowa wydawały mi się być bardziej logiczne niż puste, prawne formułki, wieczne te same i pozbawione jakiegokolwiek nieoczekiwanego plot twistu. Dlatego pierwszą decyzją po ukończeniu liceum nie były studia, tylko aplikacja do akademii policyjnej. Mogłam bez problemu iść na prawo, owszem - moje oceny były bez zarzutu, bo skupiałam się na nauce zamiast na imprezowaniu czy szaleństwie. Jedynie, gdzie mogłam przepaść, to właśnie przejęcie pałeczki po wujku. I z tym rodzice nie mogli nic zrobić, choć bardzo, naprawdę bardzo się starali. Nie byli jednak w stanie wrzucić mnie na siłę tam, gdzie chcieli - zwłaszcza, że miałam mocne wsparcie wujka, plus i tak wybrałam porządną ścieżkę w przyszłość. Zawsze mogłam zostać panią lekkich obyczajów albo jakąś eskortką, skoro nie brakowało mi urody. Ten argument chyba mi pomógł, a używałam go kilka razy.
Naleganie na studia nigdy jednak nie miało końca, przez co finalnie się ugięłam. Obiecałam, że po ukończeniu akademii zajmę się nauką - zaocznie lub też nie. Pojawił się jednak kolejny nieprzewidywalny element układanki, który nie do końca wpasowywał się w moje obecne życie. Był on już obecny od pewnego czasu, choć aż do teraz starałam się mu zaprzeczać i udawać, że nie istnieje. Ciężko jednak zachowywać pozory w staroświeckim modelu małżeństwa i rodziny. Katolicyzm, hetero i dzieci. A ja? Ateizm, homoseksualizm i jedno dziecko, mój wierny pieseł Munch. To ta środkowa kwestia była moją bolączką, z której nie umiałam się wyleczyć. Na wielu etapach swojego życia mogłam poznać opinię rodziców, zwłaszcza ojca, na temat odmienności seksualnej. W żadnym nie była ona chwalona - wręcz przeciwnie. Stąd moje obawy, zwłaszcza gdy wraz z wiekiem zwiększało się moje pragnienie i marzenie o stabilnym związku czy przyszłości z wyjątkową osobą. I nie pomogło mi nawet wsparcie wujka, który moją odmienność odkrył czystym przypadkiem, oczywiście na służbie. Byłam (i chyba wciąż) jestem przekonana, że coś jest ze mną nie tak. Bo nie pasuję do schematu - nawet jeśli często schematy są niepowtarzalne i nieobliczalne. Ale to ja. Ja je badam z czystej ciekawości i pasji, a nie próbuję zapoznać się z nimi po to, by ułatwić sobie życie. Znaczy, tak też robię, ale w tej kwestii mam wrażenie, że każda meta ma bad ending. Ta świadomość nie dawała mi spokoju na tyle, że wyniosłam się na studia do innego kraju, kraju swoich przodków od jakiegoś tam pokolenia. Bodajże od pradziadków, ale nie mam pewności. Państwo, gdzie nie ma takiej wolności jak w Stanach, jakby miało mi to pomóc przywrócić się do normalności. Ale rodzice nie oponowali, ja zaś dostałam upragniony, choć chwilowy spokój. Jestem tego aż nadto świadoma. Póki co, studia w Korei były dobrym krokiem - może nie naprzód, ale w kierunku postoju, gdzie mogę na trzeźwo przeanalizować kolejne czekające mnie scenariusze. Życie w Nowym Jorku, w miejscu, gdzie o wszystkim decydowało się albo wcale, albo w ciągu najbliższych sekund, nie miało teraz ani sensu, ani twardych pozytywów. Seul jest za to jedną wielką niewiadomą. Ale mam nadzieję, że tą idącą w lepszym kierunku. Albo przynajmniej taką, która okaże się być większą kopalnią wiedzy, którą mogę wykorzystać w przyszłości. Nie tylko do egzekwowania prawa, ale również i po to, by przestać gryźć się sama z sobą.
TLDR w mega dużym skrócie i z kilkoma dodatkowymi szczegółami:
- New York girl, spędziła tam większość swojego życia,
- Jej rodzina jest tradycyjna, katolicka, silnie związana z nowojorskim wymiarem sprawiedliwości, co mocno wpłynęło na postrzeganie świata wokół; najsilniejszą więź dzieli z wujkiem, który jest policjantem,
- Dorastała w specyficznym środowisku, również ze względu na status materialny i zawodowy rodziców; profesje jej rodziców (sędzia oraz pani prawnik w dużej korporacji) wymuszały nie tylko specyficzne towarzystwo, ale również i warunki - przez to więź z rodzicami jest dość luźna,
- Jej stałym towarzystwem były niańki, wujek oraz jego koledzy z policji, stąd też najmocniejszą i najbardziej wartościową relację posiada właśnie z bratem własnego ojca,
- Interesują ją ludzie, ich zachowania oraz czyny, które uwielbia analizować; dzięki temu dość szybko wykształciła umiejętność wychwytywania niektórych warstw poszczególnych osób, a potem nawet analizy ich potencjalnych działań,
- To, co wyżej, przekłada się na jej zainteresowanie crime scene investigation - intryguje ją każda poszczególna sprawa, jej złożoność oraz motywy, które do niej doprowadziły,
- Jej zaufanie jest z miejsca ograniczone - jest to skutek uboczny jej zamiłowania do analizy ludzkich zachowań, wpasowywania ich w przeróżne schematy i bawienia się we wróżkę, co może takie działanie przynieść,
- Wzorowa uczennica, lubiąca się uczyć i preferująca towarzystwo zaufanej i sprawdzonej grupy ludzi; nigdy nie była tą popularną, choć w czasach licealnych zwracano uwagę na jej nietuzinkowy wygląd, lecz poza tym uważana raczej za "nerda",
- Od zawsze ciążyło na niej widmo obrania tej samej przyszłości, co jej rodzice (studia prawnicze), co z biegiem lat kłóciło się z jej własnym ja, jej relacją z wujkiem i innymi pragnieniami; zdołała jednak dopiąć swego i dostać się do nowojorskiej akademii policyjnej, którą niedawno ukończyła,
- Zgodziła się jednak na studia dla świętego spokoju, chcąc nie tylko zasięgnąć większej wiedzy w swoim (i rodzicowym) ulubionym temacie, jednocześnie chcąc uwolnić się na pewien czas od krytycznych spojrzeń na to, jaką decyzję podjęła w związku ze swoją przyszłością; umyślnie na cel obrała Koreę Południową, skąd pochodzą jej krewni i ma parę dalszych kuzynek, z którymi miała wcześniej kontakt,
- Studia dotyczą kryminalistyki, lecz mają one specjalizację związaną z prawem, co było poniekąd wymogiem rodziców (a raczej czymś, co po prostu zamknęło im usta),
- Jednym z większych problemów, z którym obecnie się zmaga, jest jej własna orientacja seksualna, która kłóci się ze sztywnymi zasadami rodziców; jest to jeden z najważniejszych czynników, dla którego zdecydowała się na wyjazd z Ameryki i podjęcia studiów w innym kraju; jej obecne położenie w tym temacie jest skomplikowane,
- Jej koreański nie jest może na stuprocentowym poziomie, ale potrafi biegle porozumieć się z lokalsami i swobodnie żyć w nowym miejscu, gdyż uczyła się tego języka od jedenastego roku życia.
Nie mogłam nie nauczyć się przenikać przez ludzkie ciała i umysły, gdy mój ojciec był sędzią, a wujek policjantem (a potem nawet sierżantem). Z początku trudno było rozróżnić wszystkie złożone części, które składały się na ich wzmocnione zawodowo czy prawnie zrozumienie ludzkiego postępowania, ale muszę przyznać, że miałam w tym najlepszych nauczycieli. Zabrzmi to płytko, arogancko, a może nawet i cynicznie, ale odkąd tylko pamiętam to książkę musiałam oceniać po okładce. Znaczy, musieć nie musiałam, ale i tak w gratisie zawsze miałam pakiet od rodziców czy wujka, który akurat miał smykałkę do trafiania w sedno z oceną ludzi. Jego opinia szybko stała się dla mnie tą najbardziej wnikliwą i tą, na której bardzo mogłam polegać, choć nie od początku tak było. Co prawda obracałam się w specyficznym środowisku już od samego początku (tata sędzia o to zadbał, nie tylko pod względem finansowym), ale nie od razu widziałam w tej ocenie coś, co może zadecydować o mojej przyszłości czy reputacji. Byłam tylko dzieckiem, które chciało poznawać inne dzieci i uczyć się, poznawać świat. A ten stawał się coraz bardziej skomplikowany z roku na rok, z opowieści na opowieść. Koledzy przestali być kolegami - stali się potencjalnymi manipulatorami, oszustami, złodziejami. Koleżanki podobnie, a wręcz jeszcze gorzej, gdy stały się zazdrosnymi i mściwymi nastolatkami. Przy każdym manifestowały się różne warstwy, które stawały się widoczniejsze prędzej czy później. A wtedy doświadczenia zawodowe wujka czy ojca stały się nagle bardzo ważne. Łatwo było rozpoznać w kimś potencjalnego złoczyńcę, ale jeszcze trudniej w tym gąszczu było odnaleźć osobę całkowicie dobrą i szczerze życzliwą. Mój wujek twierdził, że takich osób może być więcej niż myślimy. Ojciec był nieco innego zdania. Ci dwaj mieli jednak nieco odrębne środowiska, a także zupełnie inne doświadczenia życiowe. Intrygowało mnie to, że będąc braćmi, mogli być zupełnie różni od siebie w tak wielu aspektach.
Ale każdy miał swoją historię, swoje wspomnienia - i własne wnioski, wyciągane z całego życia.
Ludzie byli dla mnie interesującym tematem, stąd początkowo pojawiały się dyskusję, że powinnam zająć się zawodowo rozumieniem tego, co siedziało w ich głowie. Początkowo przyznałabym rację - byłam ciekawa (i dalej jestem), co zachodzi w umyśle każdego, kto zainteresuje mnie na dłużej niż te kilka sekund. Szybko jednak doszłam do wniosku, że bardziej od ich myśli interesuje mnie ich strategia, ich działania, a także konsekwencje. Gdy ładna uczennica ściągała i została przyłapana, dostawała jedynie słowną naganę. Gdy to samo przytrafiło się niczym niewyróżniającemu się okularnikowi, ten z automatu dostawał cięższą karę i gorsze konsekwencje. Teraz powiedziałabym, że mogło stać za tym wiele czynników - polityka szkolna, uprzedzenia nauczyciela, czy schematy przylgnięte do poszczególnych uczniów. Wtedy byłam jednak zaintrygowana tym, co jak i dlaczego. Nie miałam tej samej wiedzy, ale dlatego też ją nabyłam. Byłam ciekawa, wręcz aż za bardzo. I dalej jestem, bo przez lata upewniłam się tylko w tym, że żadna sytuacja nie ma miejsca w identyczny sposób. Nie tylko różne sytuacje, sceny czy ludzkie działania, ale i wiele więcej rzeczy miało niezliczoną ilość potencjalnych zakończeń, ale i procesów, które płynnie przechodziły w kolejne drzewko kolejnych etapów. To było interesujące, ale to, co do nich wszystkich prowadziło również. Dlatego dogadywałam się z wujkiem bardziej niż z własnym ojcem. Wujek miał do czynienia z poszczególnymi etapami, a ojciec jedynie z końcową częścią i konsekwencjami. A przynajmniej tak to wygląda w moim własnym, pokręconym umyśle.
Dlatego też odkąd skończyłam naście lat, chciałam iść ścieżką podobną do wujka. Moi rodzice, którzy ukończyli prawo, nie byli zbytnio zadowoleni. Woleliby, bym zajęła się czymś nieco prostszym niż rozstrzyganie każdego potencjalnego scenariusza miejsca zbrodni, bym polegała jedynie na teorii i dowodach, które mogły tylko kogoś pogrążyć. Zawsze jednak z tyłu głowy miałam myśl, że może nie każdy musi być potencjalnym manipulatorem czy zwyczajnie winnym czegoś złego, nawet jeśli każdy znak na niebie wskazuje, że tak jest. Wujek często mówił, że prawda potrafi leżeć naprawdę głęboko, nawet głębiej niż ludzie chcą zazwyczaj sięgać. Te słowa wydawały mi się być bardziej logiczne niż puste, prawne formułki, wieczne te same i pozbawione jakiegokolwiek nieoczekiwanego plot twistu. Dlatego pierwszą decyzją po ukończeniu liceum nie były studia, tylko aplikacja do akademii policyjnej. Mogłam bez problemu iść na prawo, owszem - moje oceny były bez zarzutu, bo skupiałam się na nauce zamiast na imprezowaniu czy szaleństwie. Jedynie, gdzie mogłam przepaść, to właśnie przejęcie pałeczki po wujku. I z tym rodzice nie mogli nic zrobić, choć bardzo, naprawdę bardzo się starali. Nie byli jednak w stanie wrzucić mnie na siłę tam, gdzie chcieli - zwłaszcza, że miałam mocne wsparcie wujka, plus i tak wybrałam porządną ścieżkę w przyszłość. Zawsze mogłam zostać panią lekkich obyczajów albo jakąś eskortką, skoro nie brakowało mi urody. Ten argument chyba mi pomógł, a używałam go kilka razy.
Naleganie na studia nigdy jednak nie miało końca, przez co finalnie się ugięłam. Obiecałam, że po ukończeniu akademii zajmę się nauką - zaocznie lub też nie. Pojawił się jednak kolejny nieprzewidywalny element układanki, który nie do końca wpasowywał się w moje obecne życie. Był on już obecny od pewnego czasu, choć aż do teraz starałam się mu zaprzeczać i udawać, że nie istnieje. Ciężko jednak zachowywać pozory w staroświeckim modelu małżeństwa i rodziny. Katolicyzm, hetero i dzieci. A ja? Ateizm, homoseksualizm i jedno dziecko, mój wierny pieseł Munch. To ta środkowa kwestia była moją bolączką, z której nie umiałam się wyleczyć. Na wielu etapach swojego życia mogłam poznać opinię rodziców, zwłaszcza ojca, na temat odmienności seksualnej. W żadnym nie była ona chwalona - wręcz przeciwnie. Stąd moje obawy, zwłaszcza gdy wraz z wiekiem zwiększało się moje pragnienie i marzenie o stabilnym związku czy przyszłości z wyjątkową osobą. I nie pomogło mi nawet wsparcie wujka, który moją odmienność odkrył czystym przypadkiem, oczywiście na służbie. Byłam (i chyba wciąż) jestem przekonana, że coś jest ze mną nie tak. Bo nie pasuję do schematu - nawet jeśli często schematy są niepowtarzalne i nieobliczalne. Ale to ja. Ja je badam z czystej ciekawości i pasji, a nie próbuję zapoznać się z nimi po to, by ułatwić sobie życie. Znaczy, tak też robię, ale w tej kwestii mam wrażenie, że każda meta ma bad ending. Ta świadomość nie dawała mi spokoju na tyle, że wyniosłam się na studia do innego kraju, kraju swoich przodków od jakiegoś tam pokolenia. Bodajże od pradziadków, ale nie mam pewności. Państwo, gdzie nie ma takiej wolności jak w Stanach, jakby miało mi to pomóc przywrócić się do normalności. Ale rodzice nie oponowali, ja zaś dostałam upragniony, choć chwilowy spokój. Jestem tego aż nadto świadoma. Póki co, studia w Korei były dobrym krokiem - może nie naprzód, ale w kierunku postoju, gdzie mogę na trzeźwo przeanalizować kolejne czekające mnie scenariusze. Życie w Nowym Jorku, w miejscu, gdzie o wszystkim decydowało się albo wcale, albo w ciągu najbliższych sekund, nie miało teraz ani sensu, ani twardych pozytywów. Seul jest za to jedną wielką niewiadomą. Ale mam nadzieję, że tą idącą w lepszym kierunku. Albo przynajmniej taką, która okaże się być większą kopalnią wiedzy, którą mogę wykorzystać w przyszłości. Nie tylko do egzekwowania prawa, ale również i po to, by przestać gryźć się sama z sobą.
- New York girl, spędziła tam większość swojego życia,
- Jej rodzina jest tradycyjna, katolicka, silnie związana z nowojorskim wymiarem sprawiedliwości, co mocno wpłynęło na postrzeganie świata wokół; najsilniejszą więź dzieli z wujkiem, który jest policjantem,
- Dorastała w specyficznym środowisku, również ze względu na status materialny i zawodowy rodziców; profesje jej rodziców (sędzia oraz pani prawnik w dużej korporacji) wymuszały nie tylko specyficzne towarzystwo, ale również i warunki - przez to więź z rodzicami jest dość luźna,
- Jej stałym towarzystwem były niańki, wujek oraz jego koledzy z policji, stąd też najmocniejszą i najbardziej wartościową relację posiada właśnie z bratem własnego ojca,
- Interesują ją ludzie, ich zachowania oraz czyny, które uwielbia analizować; dzięki temu dość szybko wykształciła umiejętność wychwytywania niektórych warstw poszczególnych osób, a potem nawet analizy ich potencjalnych działań,
- To, co wyżej, przekłada się na jej zainteresowanie crime scene investigation - intryguje ją każda poszczególna sprawa, jej złożoność oraz motywy, które do niej doprowadziły,
- Jej zaufanie jest z miejsca ograniczone - jest to skutek uboczny jej zamiłowania do analizy ludzkich zachowań, wpasowywania ich w przeróżne schematy i bawienia się we wróżkę, co może takie działanie przynieść,
- Wzorowa uczennica, lubiąca się uczyć i preferująca towarzystwo zaufanej i sprawdzonej grupy ludzi; nigdy nie była tą popularną, choć w czasach licealnych zwracano uwagę na jej nietuzinkowy wygląd, lecz poza tym uważana raczej za "nerda",
- Od zawsze ciążyło na niej widmo obrania tej samej przyszłości, co jej rodzice (studia prawnicze), co z biegiem lat kłóciło się z jej własnym ja, jej relacją z wujkiem i innymi pragnieniami; zdołała jednak dopiąć swego i dostać się do nowojorskiej akademii policyjnej, którą niedawno ukończyła,
- Zgodziła się jednak na studia dla świętego spokoju, chcąc nie tylko zasięgnąć większej wiedzy w swoim (i rodzicowym) ulubionym temacie, jednocześnie chcąc uwolnić się na pewien czas od krytycznych spojrzeń na to, jaką decyzję podjęła w związku ze swoją przyszłością; umyślnie na cel obrała Koreę Południową, skąd pochodzą jej krewni i ma parę dalszych kuzynek, z którymi miała wcześniej kontakt,
- Studia dotyczą kryminalistyki, lecz mają one specjalizację związaną z prawem, co było poniekąd wymogiem rodziców (a raczej czymś, co po prostu zamknęło im usta),
- Jednym z większych problemów, z którym obecnie się zmaga, jest jej własna orientacja seksualna, która kłóci się ze sztywnymi zasadami rodziców; jest to jeden z najważniejszych czynników, dla którego zdecydowała się na wyjazd z Ameryki i podjęcia studiów w innym kraju; jej obecne położenie w tym temacie jest skomplikowane,
- Jej koreański nie jest może na stuprocentowym poziomie, ale potrafi biegle porozumieć się z lokalsami i swobodnie żyć w nowym miejscu, gdyż uczyła się tego języka od jedenastego roku życia.