zdjęcieinformacjebiografia
Yoon Yubin
Baek Yerin


swoją gitarę, słoneczne dni, morze, spanie, jogę, koktajle owocowe, muzykę, białe koszule, wołowinę, dzieci, zwierzęta, szczerość, literaturę koreańską i europejską, brak kaca, skórę muśniętą słońcem, umięśnionych panów, spokojne umysły, maliny, matche, anime, śmieciowe jedzenie, odzież secondhand, DIY, odwagę, miksowanie, tekściarstwo i śpiew, brak korków, tatuaże, długie włosy, okulary, osobliwości, mieć farta, otwarte przestrzenie, mieć pieniądze
korków, nie mieć pieniędzy, obleśnych starszych panów, czepialskich starszych pań, salami, nieudanych setów, deszczu i zimna, kanapek, kobieciarzy, wspomnień związanych ze studiami, kultury korpo, czynszu, sztucznych uprzejmości, dwulicowości, zbyt ostrych potraw, bezsennych nocy, głupich pytań, nieproszonych rad, komarów
Yoon Yubin
Yu
27.07.1999
Koreańska
Dj-ka, dostawczyni jedzenia, hostessa w klubach, łapie się wszystkiego, co zapewnia napływ gotówki
To tu, to tam
Yu
27.07.1999
Koreańska
Dj-ka, dostawczyni jedzenia, hostessa w klubach, łapie się wszystkiego, co zapewnia napływ gotówki
To tu, to tam
biografia
Pierwszego papierosa zapaliła w wieku czternastu lat. Wtedy też zaczęła regularnie wagarować. Nic nie zapowiadało, że miałaby stać się trudnym dzieckiem i wpaść w złe towarzystwo. I w zasadzie tak było, no prawie.
Zaczęła bujać się ze starszymi dzieciakami, a to wszystko przez tego jednego i pierwszego, tak, chłopaka. Pierwszą miłość, pierwszego całusa, pierwszy raz, z którym zresztą była przez całe sześć lat swojego lekkiego życia i który zaszczepił w niej coś, przez co na własne życzenie zrujnowała (a może nie do końca?) sobie życie zawodowe i rodzinne. Miłość do muzyki. Która okazała się potem silniejsza niż miłość do swego lubego, ale to dłuższa historia.
Na początku śpiewała, a głos miała dobry, z lekką chrypką, dość szeroką skalą. Potem zaczęło się brzdąkanie na gitarze pożyczonej od kolegi chłopaka. Na własną zbierała przez pół roku. Najpierw klasyczna, potem elektryk. Pisała też teksty, tak jakoś wyszło. Grywali w trakcie zajęć, po szkole, czasem w weekendy. W obskurnym klubie prowadzonym przez znajomego kogoś znajomego. Grupa Yubin była duża i sama nie do końca była pewna, co kogo i przez kogo łączy. Ale to nie było ważne. Liczyło się, że grają, są razem i są wolni. W teorii.
Co znaczyła dla niej wolność? Potrafiła dumać nad tym bez końca. Pochodziła z całkiem zamożnej rodzinie. Oboje rodziców mieli dość wysokie stanowiska w sporych firmach. Ojciec zajmował się finansami i w tę stronę miał nakierowywać córkę. Nigdy jej nie bili, parę razy zabrali na wakacje za granicę, byli wyrozumiali w stosunku do złych ocen w szkole i mieli dość luźne podejście do życia. A jej i tak było mało, tak po prostu. O takich osobach mawia się "wolny duch". A może po prostu nierób. Może to ta zachodnia muzyka, dzieci kwiaty i jej młodzieńcza szajka namieszali jej w głowie. Z jakiegoś powodu Yubin nie lubiła szkoły, nie interesowała jej nauka i nie wiązała swojej przyszłości z traceniem cennych chwil życia w korporacji, jak jej zapracowany ojciec.
Z pozoru niewinna pasja do muzyki, niezbyt częste wagary i ucieczki z domu zaczęły być coraz bardziej regularne. Aż miarka się przebrała. Bo liceum to nie zabawa, bo zaraz zaczną się studia. Kosztowało ją to sporo frustracji, szlabanów, kłótni i rzucania talerzami (młodzieńczy bunt, nie wnikajmy). Rodzina Yoon c u d e m przebrnęła przez najgorsze i wyrodna córka dostała się na jako-taką uczelnię, zamiast na dywanik szamana. Kierunek finanse i rachunkowość. Ten okres w swoim życiu pragnęłaby wymazać z pamięci. Nie dlatego, że było to traumatyczne przeżycie (choć w pewnym sensie było), ale dlatego, że robiła to wbrew sobie i nie potrafiła przekonać się, że robi dobrze. Jakby od początku była skazana na drogę wyrzutka społeczno-rodzinnego. Osobę, którę podaje się jako przykład kim nie być.
Studia ukończyła z wynikiem średniowysokim. Nie była głupia, ale leniwa i niechętna. Uczelnia wypaliła jej w mózgu dziurę, której do dzisiaj nie załatała. Zaczęło się poszukiwanie pracy. Nie chciała posady w firmie ojca, w życiu. W międzyczasie oczywiście odgrażała się, że nie ma zamiaru być męczennicą w 9-17. Przekonana o swojej powinności, o wyższym celu, że jest stworzona do czegoś innego, startowała w castingach do wielu wytwórni. Parę razy przeszła do dalszych etapów. Zawsze odpadała. Powody były różne. Za wysoka, za długie nogi, zbyt płaska twarz, nie taki nos, za niski głos, coś z tobą nie tak, niewystarczająco ładna, nie masz tego czegoś. Równolegle chodziła na rozmowy o pracę, na których wypadała jeszcze gorzej. To nie tak, że nie umiała się przystosować i zachować, nie brakowało jej kompetencji. Była na tyle uparta, że chyba podświadomie podkładała się, pokazywała od tej złej strony. Rękoma i nogami broniła się przed zgrozą pracy za biurkiem. Ale jej próba udowodnienia rodzicom, że ona jest stworzona do większych rzeczy i chce rozwijać swoje pasje, nie powiodła się. Nie dostała się do żadnej wytwórni, nie dostała żadnej posady. Była mierna? Co z jej marzeniami? Gdzie było jej miejsce?
(...)
Gigami ciężko wyżyć, kiedy nie jesteś światowej sławy nazwiskiem. Dlatego między imprezami, dorabia jako dostawczyni jedzenia, hostessa, czasem bierze nocne zmiany w sklepach, sprząta w hotelach, roznosi gazety czy bóg wie co jeszcze. Łapie się wszystkiego, byle wpadło parę wonów.
Z rodzicami prawie w ogóle nie rozmawia. Nie to, że została wydziedziczona, ale jej duma nie pozwala przyznać się do błędu. Ojciec twierdzi, że zawsze może przyjść na staż do jego firmy, ale na samą myśl o siedzeniu dziesięciu godzin przed ekranem komputera wywołuje ma odruchy wymiotne.
Żyje od pierwszego do pierwszego i choć jest szczęśliwa, to bywa ciężko. Przestała marzyć o rodzinie, własnym domu i luksusowych wakacjach. Albo jest na tyle dumna i głupia, że wmawia sobie, że tego nie chce, albo naprawdę tego nie potrzebuje.
https://open.spotify.com/playlist/41zrf ... caa5ff4641
Zaczęła bujać się ze starszymi dzieciakami, a to wszystko przez tego jednego i pierwszego, tak, chłopaka. Pierwszą miłość, pierwszego całusa, pierwszy raz, z którym zresztą była przez całe sześć lat swojego lekkiego życia i który zaszczepił w niej coś, przez co na własne życzenie zrujnowała (a może nie do końca?) sobie życie zawodowe i rodzinne. Miłość do muzyki. Która okazała się potem silniejsza niż miłość do swego lubego, ale to dłuższa historia.
Na początku śpiewała, a głos miała dobry, z lekką chrypką, dość szeroką skalą. Potem zaczęło się brzdąkanie na gitarze pożyczonej od kolegi chłopaka. Na własną zbierała przez pół roku. Najpierw klasyczna, potem elektryk. Pisała też teksty, tak jakoś wyszło. Grywali w trakcie zajęć, po szkole, czasem w weekendy. W obskurnym klubie prowadzonym przez znajomego kogoś znajomego. Grupa Yubin była duża i sama nie do końca była pewna, co kogo i przez kogo łączy. Ale to nie było ważne. Liczyło się, że grają, są razem i są wolni. W teorii.
Co znaczyła dla niej wolność? Potrafiła dumać nad tym bez końca. Pochodziła z całkiem zamożnej rodzinie. Oboje rodziców mieli dość wysokie stanowiska w sporych firmach. Ojciec zajmował się finansami i w tę stronę miał nakierowywać córkę. Nigdy jej nie bili, parę razy zabrali na wakacje za granicę, byli wyrozumiali w stosunku do złych ocen w szkole i mieli dość luźne podejście do życia. A jej i tak było mało, tak po prostu. O takich osobach mawia się "wolny duch". A może po prostu nierób. Może to ta zachodnia muzyka, dzieci kwiaty i jej młodzieńcza szajka namieszali jej w głowie. Z jakiegoś powodu Yubin nie lubiła szkoły, nie interesowała jej nauka i nie wiązała swojej przyszłości z traceniem cennych chwil życia w korporacji, jak jej zapracowany ojciec.
Z pozoru niewinna pasja do muzyki, niezbyt częste wagary i ucieczki z domu zaczęły być coraz bardziej regularne. Aż miarka się przebrała. Bo liceum to nie zabawa, bo zaraz zaczną się studia. Kosztowało ją to sporo frustracji, szlabanów, kłótni i rzucania talerzami (młodzieńczy bunt, nie wnikajmy). Rodzina Yoon c u d e m przebrnęła przez najgorsze i wyrodna córka dostała się na jako-taką uczelnię, zamiast na dywanik szamana. Kierunek finanse i rachunkowość. Ten okres w swoim życiu pragnęłaby wymazać z pamięci. Nie dlatego, że było to traumatyczne przeżycie (choć w pewnym sensie było), ale dlatego, że robiła to wbrew sobie i nie potrafiła przekonać się, że robi dobrze. Jakby od początku była skazana na drogę wyrzutka społeczno-rodzinnego. Osobę, którę podaje się jako przykład kim nie być.
Studia ukończyła z wynikiem średniowysokim. Nie była głupia, ale leniwa i niechętna. Uczelnia wypaliła jej w mózgu dziurę, której do dzisiaj nie załatała. Zaczęło się poszukiwanie pracy. Nie chciała posady w firmie ojca, w życiu. W międzyczasie oczywiście odgrażała się, że nie ma zamiaru być męczennicą w 9-17. Przekonana o swojej powinności, o wyższym celu, że jest stworzona do czegoś innego, startowała w castingach do wielu wytwórni. Parę razy przeszła do dalszych etapów. Zawsze odpadała. Powody były różne. Za wysoka, za długie nogi, zbyt płaska twarz, nie taki nos, za niski głos, coś z tobą nie tak, niewystarczająco ładna, nie masz tego czegoś. Równolegle chodziła na rozmowy o pracę, na których wypadała jeszcze gorzej. To nie tak, że nie umiała się przystosować i zachować, nie brakowało jej kompetencji. Była na tyle uparta, że chyba podświadomie podkładała się, pokazywała od tej złej strony. Rękoma i nogami broniła się przed zgrozą pracy za biurkiem. Ale jej próba udowodnienia rodzicom, że ona jest stworzona do większych rzeczy i chce rozwijać swoje pasje, nie powiodła się. Nie dostała się do żadnej wytwórni, nie dostała żadnej posady. Była mierna? Co z jej marzeniami? Gdzie było jej miejsce?
(...)
Gigami ciężko wyżyć, kiedy nie jesteś światowej sławy nazwiskiem. Dlatego między imprezami, dorabia jako dostawczyni jedzenia, hostessa, czasem bierze nocne zmiany w sklepach, sprząta w hotelach, roznosi gazety czy bóg wie co jeszcze. Łapie się wszystkiego, byle wpadło parę wonów.
Z rodzicami prawie w ogóle nie rozmawia. Nie to, że została wydziedziczona, ale jej duma nie pozwala przyznać się do błędu. Ojciec twierdzi, że zawsze może przyjść na staż do jego firmy, ale na samą myśl o siedzeniu dziesięciu godzin przed ekranem komputera wywołuje ma odruchy wymiotne.
Żyje od pierwszego do pierwszego i choć jest szczęśliwa, to bywa ciężko. Przestała marzyć o rodzinie, własnym domu i luksusowych wakacjach. Albo jest na tyle dumna i głupia, że wmawia sobie, że tego nie chce, albo naprawdę tego nie potrzebuje.
https://open.spotify.com/playlist/41zrf ... caa5ff4641